O "mafii rumuńskich grzybiarzy" zrobiło się głośno przed dwoma tygodniami, ale ich poszukiwanie przypominało tropienie yeti.
Teraz obecność grzybiarzy w lasach została potwierdzona przez suchedniowskie nadleśnictwo. Goście z zagranicy przybyli trzema autami.
Polecany artykuł:
- Samochody zostały przeszukane i sprawdzone pod kątem legalności. Obcokrajowców wylegitymowano, potwierdziło się, że to obywatele Rumunii. Pojazdy okazały się legalne, ale kierowcy trzech aut zostali ukarani mandatami za nielegalny wjazd do lasu - potwierdza Piotr Fitas, nadleśniczy Nadleśnictwa Suchedniów.
Nadleśniczy informuje, że wędrowna grupa Rumunów wykorzystywała pojazdy jako swój tabor.
- W skład grupy wchodzili zarówno mężczyźni, jak i kobiety i dzieci. Obcokrajowcy robili sobie tymczasowe obozowiska. Hierarchia była ułożona w ten sposób, że na zewnątrz, w namiotach spali mężczyźni, a w cieple, w samochodach - kobiety i dzieci - mówi Piotr Fitas.
Co ciekawe, mundurowi natrafili na spore problemy komunikacyjne. Z pomocą przyszedł im... Google tłumacz.
- Rumuńscy zbieracze grzybów twierdzili, że nie znają ani angielskiego, ani niemieckiego. Mówili za to, że można się z nimi porozumieć po włosku, ale akurat nie było funkcjonariusza, który znałby ten język. Poza tym jesteśmy w Polsce, urzędnicy i służby nie mają obowiązku mówić w jakimkolwiek języku obcym - wyjaśnia lingwistyczne zawiłości Piotr Fitas.
Polecany artykuł:
Jak podkreśla nadleśniczy, jedynym problemem prawnym grzybiarzy z Rumunii był nielegalny wjazd samochodem na teren lasu.
Jako obywatele Unii Europejskiej rumuńscy leśni koczownicy mają prawo zbierać polskie grzyby.