W środę 9 października w biurze Platformy Obywatelskiej w Kielcach odbyła się konferencja prasowa, podczas której przedstawiono nagranie z agresywnie zachowującymi się mężczyznami. Grupa osób zrywała reklamy jednej z firm, a na to miejsce zawieszała plakaty wyborcze senatora Krzysztofa Słonia z PiS-u.
Zdarzenie zauważył działacz PO Arkadiusz Lewandowski, który udokumentował zdarzenie na nagraniu. W odpowiedzi mężczyźni usiłowali wyrwać telefon działaczowi, doszło do przepychanek, w efekcie których Lewandowski wylądował na ziemi.
Na nagraniu można zauważyć twarz kieleckiego radnego PiS Wiesława Kozy. Lewandowskiego reprezentuje mecenas Edward Rzepka (kandydat w wyborach z list KO), który postawił senatorowi Słoniowi ultimatum:
- Jeżeli najpóźniej jutro nie zostanie zwołana konferencja prasowa, na którą pan senator Krzysztof Słoń zaprosi wszystkie lokalne media, i na której on i pan, który został zidentyfikowany przez nas jako radny rady miejskiej z Prawa i Sprawiedliwości nie przeproszą pana Arkadiusza, to będziemy zmuszeni wnieść sprawę o naruszenie nietykalności cielesnej. Pan senator może nie wiedział o całym zdarzeniu, ale powinien czuć się zobligowany do takiej reakcji – podkreślił mecenas.
Do sprawy szybko odniosło się Prawo i Sprawiedliwość. W środę po południu zorganizowano konferencję, podczas której głos zabrali Koza i Słoń.
Prawo i Sprawiedliwość przeprasza
- Po pierwsze oświadczam, że w tym wydarzeniu nie brałem osobiście udziału. Po drugie uważam, że każda forma agresji, czy niewłaściwego zachowania, w naszym życiu publicznym powinna być piętnowana. O tej sytuacji dowiedziałem się dzisiaj, poprosiłem o wyjaśnienia i o to, aby skorzystać z propozycji wysuniętej przez mojego kontrkandydata. W związku z tym przepraszam wszystkich dotkniętych w jakikolwiek sposób tym incydentem, szczególnie pana Arkadiusza Lewandowskiego - powiedział o zajściu senator Krzysztof Słoń.
- Chciałem przeprosić za swoje zachowanie filmującego mnie pana Arkadiusza Lewandowskiego, jak również wszystkie koleżanki i kolegów z Prawa i Sprawiedliwości, a także wszystkich urażonych. W tej sytuacji byłem zdenerwowany i obawiałem się, że nagrywającym mnie nieznany mi mężczyzna wykorzysta film do brudnej kampanii wyborczej. Obawiałem się, że film może zostać zmanipulowany – tłumaczył radny. - Jednocześnie chciałem wyjaśnić, że nie doszło do jakichkolwiek rękoczynów czy uderzenia. Była jedynie próba zasłonięcia kamery, podczas której potknąłem się i obydwaj żeśmy się przewrócili - dodał, czytając tekst z kartki.