Do tragedii w Pińczowie doszło w czwartek 11 listopada 2020 roku. Wczesnym popołudniem, około godziny 14:00, przed drzwi budynku fizjoterapii podbiegł niezwykle rozemocjonowany Przemysław M. Wzburzony mężczyzna stanowczo domagał się, by jego żona wyszła przed gmach lecznicy. Kasia stawiła się na rozmowie z mężem, ale ta szybko przerodziła się w kłótnię, jej koleżanki słyszały podniesiony ton głosu Przemysława M. Małżonkowie awanturowali się, atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. W pewnym momencie agresja u męża Katarzyny sięgnęła zenitu, rozjuszony mężczyzna złapał swoją żonę od tyłu za kark i zaczął uderzać jej głową o ścianę budynku.
CZYTAJ TEŻ: 10 metrów od brzegu dryfowało ciało! Makabryczne odkrycie w powiecie kieleckim
Zszokowana i ranna kobieta trafiła do szpitala, początkowo była przytomna, rozmawiała z personelem. Po kilku godzinach doszło do gwałtownego załamania stanu zdrowia. Lekarze byli bezsilni. Kasia zmarła. Okoliczności jej śmierci wyjaśniała Prokuratura Rejonowa w Jędrzejowie. Po kilkumiesięcznym śledztwie do sądu skierowano akt oskarżenia w sprawie Przemysława M. Mężczyźnie śledczy zarzucają spowodowanie obrażeń skutkujących śmiercią. Przemysław M. nie przyznał się do zarzutu, jak stwierdził, jedynie odepchnął swoją żonę w wyniku kłótni. Grozi mu dożywotnia odsiadka w więzieniu!
Oskarżony w kwietniu przebywał na obserwacji w szpitalu psychiatrycznym, biegli orzekli, że gdy doszło do tragicznego zdarzenia pod szpitalem, miał zachowaną zdolność rozpoznania znaczenia czynów i kierowania swoim postępowaniem. Co więcej, czyn którego się dopuścił, nie wynikał z pobudek psychotycznych.
Jak nieoficjalnie wiadomo w małżeństwie Przemysława i Katarzyny nie układało się najlepiej, para była w trakcie rozwodu. Po tragedii w Pińczowie najbardziej poszkodowany został synek pary, który - jak powtarzają mieszkańcy miasta - był oczkiem w głowie Kasi i Przemysława. W wyniku krótkiej chwili malec stracił mamę, a jego ojcu grozi dożywocie za kratami.