Ciało Stanisława na krzyżu
Stara Słupia to obecnie niewielka, kilkusetosobowa wieś na wschód od Kielc. Blisko 40 lat temu doszło tam do jednej z najbardziej przerażających zbrodni. Był 19 maja 1983 roku. Stanisław S. (76 l.+) powiedział żonie Helenie, że idzie do Mieczysława S., miejscowego stolarza. Mężczyzna miał wykonać na zlecenie 76-latka drzwi do piwnicy domu jego syna. Stanisław poszedł o nie zapytać, bowiem zbliżał się termin ich oddania. Po drodze do stolarza rozmawiał z sąsiadką.
Minęło kilka godzin. Starszy mężczyzna nie wracał długo do domu. Żona Stanisława postanowiła poszukać męża. Wyszła nocą na zewnątrz. Nie odnalazła ukochanego. Na drugi dzień o świcie kobieta ponownie udała się na poszukiwania. Ich finał okazał się tragiczny. Helena spojrzała na górkę znajdującą się za domem Mieczysława S. Stał na niej krzyż, a na nim ciało jej męża.
Schizofrenik mordercą ze Starej Słupi
Mieczysław S. miał żonę Zofię i czwórkę dzieci. Jak opowiadał Kamil Baranowski w podcaście "Opowiem Ci historię", mężczyzna był w więzieniu za bójkę z sąsiadem. Trafił za kraty na niecały rok. Po opuszczeniu celi mężczyzna zmienił się nie do poznania. Stronił od towarzystwa. Jego stosunki z sąsiadami były bardzo napięte. Kłócił się z nimi nieustannie, dochodziło do rękoczynów. Mieczysław z dnia na dzień stawał się coraz bardziej agresywny. Znęcał się nad bliskimi. Żona Zofia nie chciała jednak złożyć zeznań na milicji. Była zastraszona przez męża.
Ze zdrowiem psychicznym Mieczysława S. było coraz gorzej. Zaczął mówić, że tajemnicze promieniowanie emitowane m.in. przez latające samoloty, kontroluje jego myśli. Uważał, że szkodliwe fale emitują telewizor, a nawet żarówki. Urojenia przysłaniały mu rzeczywistość. Mordował zwierzęta i zakopywał ich ciała nocą w polu.
W końcu żona Mieczysława nie wytrzymała. Poszła do lekarza w Nowej Słupi. Ten wypisał skierowanie do poradni zdrowia psychicznego w Starachowicach. Po mężczyznę wysłano karetkę. Mieczysław trafił do szpitala psychiatrycznego w Morawicy. Zofia odeszła od męża. Po jakimś czasie poznała Henryka, z którym ułożyła sobie życie na nowo.
U Mieczysława S. stwierdzono urojenia. Ze względu na brak miejsc został wypuszczony z placówki. Dostał wytyczne, by regularnie zażywać leki. On jednak nie chciał ich brać. Choroba zaczęła postępować na nowo.
Stanisław zamordowany i ukrzyżowany
Stanisław S. dotarł do domu Mieczysława we wtorek, 19 maja wieczorem. Jak wynika z rozmowy Mieczysława z matką, 76-latek naśmiewał się z jego niedoli i ucieczki żony. Miał go także uderzyć kijem. Mieczysław nie wytrzymał...
Helena w piątek, 20 maja z rana poszła szukać męża. Po jakimś czasie dostrzegła krzyż, a na nim zamęczone ciało Stanisława. Mężczyzna miał na sobie tylko krótkie spodenki. Kobieta zaalarmowała wieś. Wszyscy mieszkańcy pobiegli, by zobaczyć makabryczny widok.
Lekarz stwierdził, że Stanisław został przybity do krzyża, gdy już nie żył. Z jego przedziurawionych gwoździami rąk i stóp nie sączyła się już krew. Ciecz nie wypływała także z przebitego boku. Tryskała za to z głowy 76-latka, bowiem to w tę część ciała został zadany pierwszy cios.
Mieczysław aresztowany. Mężczyzna popełnił samobójstwo
Milicjanci weszli na posesję Mieczysława S. Mężczyzna został aresztowany. Mundurowi znaleźli na miejscu zbrodni ślady krwi, drewniane krzyże, pamiętniki 40-latka. - Diabeł śmierci zawisł na krzyżu - taki wpis znalazł się w pamiętniku Mieczysława 19 maja 1983 roku.
Sekcja zwłok wykazała, że Stanisław zginął od ciosu nożem lub bagnetem w serce. Wcześniej został ogłuszony ciosem w głowę. Gdy był już martwy, Mieczysław wyłupił mu oczy, a jego ciało ukrzyżował na polu.
Morderca został osadzony w szpitalu MSWiA w Warszawie. Poddano go obserwacji psychiatrycznej. Stwierdzono, że był niepoczytalny. Po raz kolejny wylądował w szpitalu w Morawicy. Wkrótce potem popełnił samobójstwo.