11 grudnia wilki zaatakowały stado krów Artura Jakubowskiego, rolnika z Grabiążka. Wczesnym popołudniem pan Artur jechał na pastwisko z paszą dla krów i zauważył w ich pobliżu trzy wilki.
- Początkowo myślałem, że to duże psy - mówi. Gdy jednak zajechał na miejsce, zobaczył, że gryzą małego cielaka, który dosłownie chwilę wcześniej przyszedł na świat. Pan Artur trąbił klaksonem, lecz żądne krwi wilki w ogóle nie dały się wystraszyć. Widok był przerażający. Z bezbronnego zwierzęcia zjedzonego żywcem prawie nic nie zostało. Jak się okazało, ofiarą wilków padły dwa młode cielaki od jednej matki. Wszystko wskazuje na to, że cielaki zginęły krótko po porodzie.
- Cielaki były jeszcze mokre. Było widać pępowinę - mówi pan Artur.
Zobacz też: Koszalin: Przemycali OGROMNE ilości narkotyków! Zatrzymano sześć osób
Rolnik zapewnia, że będzie domagał się odszkodowania od leśników. Nie ukrywa jednak obaw, że historia może się powtórzyć. Krowy, które hoduje, cały czas spędzają na pastwisku, gdzie wciąż są narażone na atak dzikich zwierząt.
- Obawiam się, że wilki mogą powrócić. Mam jeszcze jedno stado na wybiegu - mówi pan Artur. - W nocy, gdy tylko słyszymy szczekające psy, wstajemy, bierzemy latarki i idziemy sprawdzić, czy wszystko w porządku.