Przypomnijmy, rodzeństwo, 4-letnia Amelia i 5-letni Sebastian, wypadli z okna mieszkania na 9. piętrze wieżowca przy ul. Władysława IV w Koszalinie (woj. zachodniopomorskie) 30 czerwca 2020 r., ok. godz. 20.30. Oboje zginęli na miejscu. W mieszkaniu była matka dzieci i jeszcze dwoje ich młodszego rodzeństwa, którymi Joanna W. zajmowała się, gdy doszło do tragedii. Partnera kobiety nie było wówczas w mieszkaniu, dopiero wracał z pracy. Kobieta była trzeźwa.
Zobacz też: Brutalny gwałt na 86-latce. Patryk M. z Kołobrzegu usłyszał zarzut
Koszalin. Dzieci wypadły z 9. piętra. Matka była pod wpływem amfetaminy
Prok. Ryszard Gąsiorowski zaznaczył we wtorek (24 maja 2022) w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że zarzuty i ostatecznie akt oskarżenia skierowany do sądu przez Prokuraturę Rejonową w Koszalinie przeciwko 28-letniej Joannie W. "to nieoczekiwany zwrot w tej sprawie".
Po kilku miesiącach, w listopadzie 2020 r. prokuratura nieprawomocnie umorzyła prowadzone postępowanie w kierunku narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia dzieci przez matkę, na której ciążył obowiązek opieki nad małoletnimi. Wówczas prokuratura uznała, że był to nieszczęśliwy wypadek. Ocenę materiału dowodowego zmieniła opinia biegłych.
Zobacz również: Kamil odebrał sobie życie we własnym pokoju. Miał tylko 17 lat [WIDEO, GALERIA]
- Stwierdzili oni, że w Joanna W. była pod wpływem środków psychotropowych w dniu, gdy doszło do tragicznej śmierci jej dzieci. W organizmie miała ponad 44 nanogramy amfetaminy na mililitr krwi. To nie są jakieś duże ilości, ale biegli uznali, że w tym stanie kobieta nie mogła rzetelnie opiekować się czworgiem dzieci" – powiedział PAP prok. Gąsiorowski.
Zaznaczył, że te nowe okoliczności pozwoliły na przedstawienie Joannie W. zarzutów narażenia swoich dzieci na niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślnego spowodowanie śmierci dwojga z nich. Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego w Koszalinie.
Koszalin. Joanna W. nie przyznaje się do winy
Jak podaje PAP, Joanna W. przesłuchana w charakterze podejrzanej nie przyznała się do winy.
- Tłumaczyła, że dzień przed zdarzeniem, odwiedził ją i jej partnera znajomy. Podał im napój i gdy już go wypili, powiedział, że zrobił psikusa i dodał do niego amfetaminę. Podejrzana zaznaczyła, że czuła się po nim dobrze. Nic jej nie było, a poza tym od jego wypicia do zdarzenia minął niemal cały dzień. Dla Joanny W. to, co się stało, było nieszczęśliwym wypadkiem – przekazał prok. Gąsiorowski.
Powtórzyła swoje wcześniejsze zeznania, że nie była świadoma tego, że dzieci w wieku 4 i 5 lat są już w stanie wejść na parapet, że mogą ruszyć klamkę i okno się otworzy. Nie miała takiej wiedzy, że dzieci mogą to zrobić. Do pokoju weszła, bo poczuła, że "zrobił się przeciąg". Gdy zobaczyła, że nie ma ich w łóżkach, pomyślała, że się przed nią schowały. Dopiero chwilę później wyjrzała przez otwarte okno. Dzieci leżały na dole.
Joannie W. grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności.
Według informacji przekazanych przez PAP, rodzina wynajmowała mieszkanie na 9. piętrze wieżowca przy ul. Władysława IV w Koszalinie. Zarówno sąsiedzi, opieka społeczna, jak i dzielnicowy nie mieli zastrzeżeń do kobiety i jej partnera w kwestii opieki nad dziećmi. Po śmierci Amelii i Sebastiana przeprowadzili się do innego lokum w Koszalinie.