Przypomnijmy, do tragicznego zdarzenia doszło 4 stycznia 2019 roku w escape roomie "To Nie Pokój" przy ul. Piłsudskiego w Koszalinie. Piątka 15-letnich przyjaciółek, uczennic Gimnazjum nr 9, świętowała urodziny jednej z nich. W budynku, w którym działał escape room wybuchł pożar. Dziewczyny bawiące się w pokoju zagadek znalazły się śmiertelnej w pułapce bez wyjścia. Pracownikowi escape roomu nie udało się ich uwolnić. Wszystkie zginęły wskutek zatrucia tlenkiem węgla. Według ustaleń prokuratury, przyczyną pożaru był ulatniający się gaz z butli zasilających piecyki.
10 stycznia 2019 roku, na cmentarzu komunalnym w Koszalinie odbyły się uroczystości pogrzebowe. Wszystkie dziewczęta zostały pochowane obok siebie. W pogrzebie wzięło udział około 3 tysięcy osób.
Po trwającym blisko trzy lata śledztwie, oskarżone zostały cztery osoby: organizator escape roomu, wynajmujący lokal 30-letni Miłosz S. z Poznania, jego babcia Małgorzata W., która rejestrowała działalność, jego matka Beata W., która współprowadziła działalność oraz 27-letni Radosława D., pracownik escape roomu, który został w nim zatrudniony kilka tygodni przed tragicznym pożarem. Wszyscy oskarżeni odpowiadają z wolnej stopy. Jedynie Miłosz S. przebywał w areszcie od 7 stycznia 2019 r. do 10 listopada 2020 r. Rok w areszcie spędził też Radosław D.
Czytaj też: Śmierć nastolatek w escape roomie. Rodzice przerywają milczenie. Oskarżają strażaków!
Ciąg dalszy pod galerią zdjęć
Proces rozpoczął się we wtorek, 14 grudnia 2021 r. o godz. 9:00, w Sądzie Okręgowym w Koszalinie. Na sali sądowej jako pierwsze pojawiły się matka i babcia Miłosza S. Następnie w asyście policji wszedł Radosław D. Wszyscy zostali wprowadzeni na salę rozpraw bocznym wejściem, by nie mieć kontaktu z rodzinami pokrzywdzonych.
Oskarżony Miłosz S. przyszedł do sądu w kominiarce, z trzema uzbrojonymi policjantami służb specjalnych. Jak tłumaczył mec. Wieslaw Breliński mężczyzna korzysta z ochrony policji, z obawy o swoje zdrowie i życie ze strony nieustalonych osób i dlatego ma zasłoniętą twarz. - To nie jest decyzja Miłosza tylko osób go ochraniających - mówił adwokat.
Akt oskarżenia odczytała prokurator Małgorzata Sielska. Zarzuty dotyczą m.in. zaniechania zapewnienia bezpieczeństwa i możliwości ewakuacji osobom przebywającym w pomieszczeniach budynku escape roomu, w szczególności klientom i osobom im towarzyszącym, a także zaniechania zapewnienia wyznaczenia dróg ewakuacyjnych z pomieszczeń znajdujących się w budynku.
Miłosz S. nie przyznał się do winy. Wydał oświadczenie.
- Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że tragedia która wydarzyła się 4 stycznia jest tragedią, która w sposób oczywisty dotknęła obecnych na sali rodziców i członków rodzin - mówił Miłosz S. - Jest to również tragedia, która dotyka mnie i moją rodzinę. Brak jest słów które mógłbym użyć, żeby opisać to co czuję w tej sytuacji, jak wielka przepełnia mnie żałość. To wydarzenie, które nigdy nie powinno mieć miejsca. To miało być radością dla tych pięciu młodych dziewcząt, a stało się tragedią dla nas wszystkich. Wiele razy zastanawiałem się jak mógłbym zwrócić się do pozostających w żałobie, ale nie potrafiłem znaleźć słów, które byłyby pocieszeniem, a z drugiej strony prośbą o wybaczenie. Takie słowa nie są w stanie przejść przez gardło. Myśl o tym co się wydarzyło, będzie dla mnie osobistą Golgotą. Oczekuję od sądu sprawiedliwej oceny. Ocena może być różna od mojej własnej, ale dlatego że jest to dla mnie ogromna moralna trauma.
Oświadczenie wywołało wiele emocji u obecnych na sali rodziców ofiar. Wielu z nich płakało podczas słów wygłaszanych przez Miłosza S. Mężczyzna zapewniał, że jako osoba wierząca, będzie modlił się za dusze tragicznie zmarłych nastolatek.
Wszyscy oskarżeni usłyszeli zarzuty umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślnego doprowadzenia do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt. Grozi im do 8 lat więzienia.