Znaleźli ją całą zakrwawioną. Kasia miała pozostać bez pomocy przez cztery godziny
To był ostatni dzień ich wakacji w Polsce. 27-letnia Katarzyna Kożuchowska i jej mąż Paweł przyjechali ze Szwecji w lipcu, by odwiedzić rodzinę. Kasia miała rodzić lada chwila. Pozostawała pod opieką lekarza w Szwecji i w Polsce, poród jednak planowała za granicą, gdzie mieszkała wraz z mężem od 6 lat. Choć była na wizycie u lekarza w Polsce dwa dni przed wyjazdem do Szwecji, nieoczekiwanie ostatniego wieczoru zaczęła plamić i rozpoczęła się akcja porodowa. Lekarz, który opiekował się kobietą w Polsce polecił jej jak najszybsze dotarcie do szpitala. Padło na Regionalny Szpital w Kołobrzegu.
Tam lekarz zdecydował o cesarskim cięciu. Niestety, doszło do pewnych komplikacji i lekarze zdecydowali o usunięciu macicy. Z dokumentacji medycznej jaką posiada rodzina wynika, że w trakcie cesarskiego cięcia doszło do przecięcia tętnicy biodrowej i moczowodu.
- Oni dopiero po czterech godzinach się zorientowali, że jest coś nie tak. Dopiero po 4 godzinach zauważyli, że Kasia jest cała zakrwawiona. Krew była wszędzie - mówi w rozmowie z Super Expressem, Paweł Kożuchowski - mąż kobiety. Mężczyzna może liczyć na wsparcie swojej mamy Stanisławy, która podobnie jak on nie potrafi zrozumieć jak mogło dojść do tej sytuacji.
- Gdzie był personel medyczny, odpowiedzialny za opiekę okołoporodową. Przecież oni powinni sprawdzić czy wszystko jest w porządku - mówi pani Stanisława.
Stan Kasi bardzo się pogorszył, kobieta jeszcze tego samego dnia przeszła kolejną operację. Lekarze zdecydowali o usunięciu macicy.
Tuż po tym zabiegu, 27-latka została przewieziona na OIOM z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej po histerektomii w przebiegu krwotoku położniczego, powikłanego krwotokiem do jamy brzusznej. Kobieta straciła dużo krwi, dlatego lekarze zdecydowali się na jej przetoczenie. Kobietę wprowadzono także w śpiączkę farmakologiczną.
- Długo nie mogli opanować tego krwawienia - mówi teściowa zmarłej 27-latki w rozmowie z "Super Expressem".
W szpitalu w Kołobrzegu Kasia przeszła łącznie sześć operacji. Wygrała z sepsą, która zaatakowała jej organizm. - Miała ogromną wolę życia. Walczyła przez 28 dni dla naszego synka - mówi poruszony pan Paweł.
Niestety, organizm kobiety nie poradził sobie z drugą sepsą, tym razem bakteryjną, której przyczyną miało być przecięcie moczowodu. Rodzina kobiety sprawę zgłosiła do prokuratury. Prokuratura zleciła sekcję zwłok, którą przeprowadzono po miesiącu od śmierci kobiety. Wciąż nie ma wyników sekcji zwłok. Prokuratura Rejonowa w Kołobrzegu, która początkowo prowadziła postępowania, złożyła wniosek o wyłączenie ze sprawy. Śledztwo przejęła Prokuratura Rejonowa w Szczecinie. Toczy się ono w kierunku bezpośredniego sprowadzenia zagrożenia na życie i zdrowie pacjentki oraz nieumyślnego sprowadzenia jej śmierci.
Szpital w Kołobrzegu nie komentuje sprawy. "W sprawie prowadzone jest obecnie postępowanie przez powołane do tego organy. Do czasu zakończenia postępowania szpital nie będzie komentował sprawy" – przekazała w oświadczeniu rzecznik placówki Patrycja Głomska.
- Nie odpuszczę, dopóki się nie dowiem prawdy - mówi w rozmowie z "SE" Paweł Kożuchowski.