Do niecodziennej sytuacji doszło w Lubnie pod Wałczem (woj. zachodniopomorskie). Jak informuje lokalny portal gazeta-walecka.pl, rodzice nastolatki zaproponowali, by zajęła się zerwaniem wiśni i ich sprzedażą. Dzięki temu owoce, których w tym roku było wyjątkowo dużo, nie zmarnowałyby się, a Marysia zarobiłaby w ten sposób pieniądze na wycieczkę szkolną. Tak więc zrobiła. Przygotowała owoce i sprzedawała je na parkingu przed sklepem spożywczym należącym do dziadka. Owoce były zapakowane w czystych skrzynkach, przedsiębiorcza dziewczynka zachowała również wszelkie zasady higieny, używając m.in. jednorazowych rękawiczek. W ten sposób, w ciągu dwóch dni sprzedała kilkanaście kilogramów owoców. Wszyscy byli zadowoleni.
Trzeciego dnia doszło do nieoczekiwanej sytuacji. Stragan Marysi odwiedziły dwie urzędniczki z sanepidu w towarzystwie kierowcy i policyjnego patrolu i zaczęła się szczegółowa kontrola stoiska. Zszokowana nastolatka natychmiast zadzwoniła po rodziców, którzy twierdzą, że urzędniczkom zależało, by za wszelką cenę ukarać przedsiębiorczą 16-latkę.
- Dzwoniły w różne miejsca, radziły się chyba bardziej doświadczonych kolegów, szukały paragrafów. I je znalazły - mówi w rozmowie z "Gazetą Wałecką" mama Marysi.
Ostatecznie tata dziewczynki został ukarany stuzłotowym mandatem, którego nie przyjął. Rodzice napisali odwołanie do Inspekcji Sanitarnej w Wałczu, jednak na urzędnikach nie zrobiło ono żadnego wrażenia. Uznali je za bezzasadne i skierowali do sądu wniosek o ukaranie.
Redakcja portalu poprosiła Powiatową Stację Sanitarno-Epidemiologiczną o komentarz w tej sprawie. W odpowiedzi otrzymała informację, że osoba, która wprowadza do obrotu owoce, musi spełniać wymagania prawa żywnościowego i mimo, że w przypadku tymczasowych punktów sprzedaży, stosuje się elastyczne podejście do wdrażania wymagań higienicznych, konieczne jest m.in. posiadanie badań lekarskich, a wcześniej należy złożyć do sanepidu odpowiedni wniosek. Dodatkowo "Gazeta Wałecka" została poinformowana, że kontrola na stoisku Marysi odbyła się, bo ktoś na nią doniósł.
Powyższa sytuacja nie tylko okazała się nieudaną lekcją przedsiębiorczości, która prawdopodobnie zniechęci nastolatkę do podejmowania podobnych inicjatyw w przyszłości, ale może być też ostrzeżeniem dla wszystkich, którzy chcą sobie dorobić dzięki sprzedaży plonów z własnych ogródków lub np. zebranych w lesie jagód lub grzybów, gdzie również obowiązują liczne procedury i wymagania określone w przepisach.