Wszystko zaczęło się w 1997 roku, gdy mieszkaniec Hamburga, podczas rejsu na Bornholm, wyrzucił do morza list w butelce. Napisał w nim między innymi: "To jest wiadomość w butelce. Proszę, napisz do mnie". W liście był również podany adres nadawcy. Wiadomość została "nadana" w okolicach niemieckiej wyspy Rugia, czyli ponad sto kilometrów od miejsca, do której dotarła po ponad dwóch dekadach.
Mijały lata, a pan Tim zapomniał o liście. Dopiero po blisko 23 latach, podczas spaceru ze swoim tatą po plaży w Unieściu, 12-letnia Natalia dokonała odkrycia. Okazało się, że w niewielkiej plastikowej butelce znajduje się kartka z wiadomością w języku niemieckim i angielskim. Dziewczynka, z pomocą swojej mamy, postanowiła odpisać nadawcy.
Jakże ogromne było jej zaskoczenie, gdy po kilku tygodniach otrzymała odpowiedź. Okazało się bowiem, że pan Tim wciąż mieszka pod tym samym adresem. Mężczyzna był równie zaskoczony, gdyż zupełnie nie spodziewał się, że list wyrzucony do morza kiedykolwiek trafi w czyjeś ręce.
Polecany artykuł:
Natalia, wspólnie ze swoimi kolegami ze szkoły i nauczycielką, postanowiła zaprosić nadawcę listu do Polski. Mężczyzna zgodził się. Spotkanie odbyło się we wtorek w szkole w Mścicach, do której uczęszcza dziewczynka.
Polecany artykuł: