Do tragedii doszło 12 czerwca około godz. 19. - Złapano mnie od tyłu za ramię. Przystawiono nóż pod gardło, do góry mnie podnieśli, rzucili i zaczęli bić – opowiada reporterom "Uwagi" pan Krzysztof. – Bito mnie po twarzy rączką od noża.
Pan Krzysztof był przerażony. Liczył się z najgorszym. – Myślałem, że może nóż odwróci i wbije mi w gardło, albo gdzieś w klatkę piersiową – mówi mężczyzna.
Po chwili sprawcy uruchomili samochód. Wybiegła do nich teściowa pana Krzysztofa. – Powiedziałem, żeby zadzwoniła na policję, ale nie mogła znaleźć numeru – tłumaczy mężczyzna. Jeden z napastników najechał na kobietę. Chwilę później wszyscy sprawcy pobicia uciekli.
– W domu było dwoje małych dzieci, teściowa i ja z kuzynem. 11-letni syn wyszedł, popatrzył i mówi: „Babcia nie żyje, leży pod samochodem, tatę chcieli zabić”. Nosi teraz babci kwiatki, zapala znicze – opowiada pan Krzysztof.
Polecany artykuł:
Policja szybko wpadła na trop napastników. Poszukiwania zajęły mundurowym zaledwie kilka godzin. Trafili do tymczasowego aresztu na 3 miesiące. Najmłodszy ze sprawców ma 19 lat – najstarszy 32. Wśród zatrzymanych jest 26-letni Artur S., chłopak pani Aleksandry, wnuczki zabitej kobiety.
– Poznaliśmy się przez internet, spotkaliśmy się dopiero po roku. Nie kłóciliśmy się, choć wiadomo, że sprzeczki są w każdym związku – wspomina pani Aleksandra. Para zamieszkała w Kołobrzegu, gdzie wynajmowali mieszkanie. Artur S. pracował na budowach, a Aleksandra uczyła się i dorabiała w sklepie spożywczym. Tuż przed dramatycznymi wydarzeniami związek Artura i Aleksandry rozpadł się. – Dowiedziałam się, że mnie zdradzał – wyznaje kobieta. – Chodziłam do pracy na popołudnie, a on w tym czasie jeździł do innej dziewczyny – mówi kobieta. Pani Aleksandra wyprowadziła się ze wspólnego mieszkania. Już wtedy Artur S. omal nie pobił się się z rodziną i znajomymi kobiety, którzy pomagali jej zabrać rzeczy.
– Były chłopak tej pani powiedział o całym zdarzeniu bratu i z materiału, którym dysponujemy, wynika, że podjęto próbę zemszczenia się – mówił dziennikarzom TVN Jarosław Zając, prokurator rejonowy w Białogardzie.
Zemsta miała w głównej mierze polegać na kradzieży samochodu. – Czy zemsta miała polegać też na innych działaniach, na przykład na pobiciu, do którego doszło, jeszcze nie mamy informacji – wyjaśnia Zając. – Można więc powiedzieć, że śmierć tej kobiety była w pewnym sensie przypadkowa. Brak jest dowodów, że sprawcy zamierzali pozbawić ją życia. Tym bardziej, że o jej obecności w tym mieszkaniu prawdopodobnie nie wiedzieli.
Pani Aleksandra była zastraszana po rozstaniu z Arturem S. – Dostawałam od jego brata groźby, że wywiozą, zgwałcą, spalą. Dzwonili do mnie i grozili. Przyszli też do mnie do pracy i awanturowali się – opowiada kobieta. O zdarzeniu powiadomiono policję.Policjanci zignorowali zgłoszenie. – Dyżurny powiedział, że nie przyjmie zgłoszenia, że trzeba albo na Świdwin dzwonić, albo przyjechać osobiście – opowiada pani Natalia, ciotka Aleksandry.
Jak policja skomentowała sprawę w rozmowie z dziennikarzami TVN? – Proszę o wysłanie maila z odpowiednimi pytaniami, żebym mogła się przygotować – powiedziała od sierż. Karoliny Seemann z Komendy Powiatowej Policji w Kołobrzegu. KWP w Szczecinie dodaje, że w zachowaniu dyżurnego nie było żadnych uchybień.
Sprawą śmierci 64-letniej kobiety zajmuje się prokuratura. Mężczyźni, którzy przybyli na miejsce zdarzenia, mają zarzut dokonania rozboju. Mężczyzna, który przejechał kobietę, dostał zarzut zabójstwa. Grozi mu za to dożywocie. Pozostali mogą trafić do więzienia na 15 lat. Artur S. nie brał udziału w samym zdarzeniu, otrzymał więc zarzut podżegania do rozboju. – Grozi mu kara pozbawienia wolności do lat 15 – mówi prok. Jarosław Zając.