Roman W., emeryt ze Szczecina, w lipcu 2019 r. był na wakacjach w Kołobrzegu, robił zakupy w Biedronce. Przechodząc między regałami, sięgnął po śliwkę w czekoladzie, zjadł ją i nie zapłacił żądanych 40 gr, bo, jak twierdził, degustował, a nie kradł. Kołobrzeski sąd 6 lutego uznał, że to jednak była kradzież i pan Roman ma zapłacić 20 zł grzywny i 100 zł kosztów sądowych. Obwiniony, choć liczył na uniewinnienie, wyrok przyjął z pokorą i się od niego nie odwołał. Za to w jego obronie stanęła prokuratura. Ta apelację złożyła, bo uznała, że o ile wina nie budzi wątpliwości, to jednak wymierzona kara jest rażąco surowa.
Sędzia Sądu Okręgowego w Koszalinie Przemysław Żmuda, rozpatrując we wtorek apelację, utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji. - Pan W. wszedł do sklepu, zjadł cukierka i nie zapłacił za niego. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację, że każda tu z obecnych na sali rozpraw osób prowadzi mały, osiedlowy sklep i tylko 20-30 klientów spróbuje jednego cukierka, zje jedną bułkę czy jedno jabłko. To taki przedsiębiorca szybko musiałby zamknąć prowadzony przez siebie interes – mówił, uzasadniając wyrok, sędzia. - W ocenie sądu wartość szkody jest bez znaczenia. Istotą jest sama naganność tego typu zachowań. Wyrok jest prawomocny.