Kot był już tak wyczerpany, że z trudem utrzymywał się na powierzchni. Przerażone zwierzę resztkami sił trzymało się rury wystającej ze ściany studni. Gdyby pomoc nadeszła dosłownie chwilę później, mogłoby być już za późno. Przemoczony i wycieńczony kocurek wrócił do swoich właścicieli, a strażacy zdążyli dojechać do kościoła na czas, by odebrać państwa młodych.
- Bardzo dziękuję strażakom za pomoc - nie ukrywa swojej radości pan Andrzej Gawliński, właściciel Franka, bo tak na imię ma pechowy kocurek. - Franek wciąż jest wystraszony, ale na szczęście jest już bezpieczny.
Na co dzień kot nie wychodzi z domu. Prawdopodobnie przez długi czas Franek będzie pamiętał swoją niebezpieczną przygodę i nie zdecyduje się już na kolejną ucieczkę.