Po tragedii zarzuty niedopełnienia obowiązków i spowodowania bezpośredniego niebezpieczeństwa zagrożenia życia usłyszała naczelniczka wydziału gospodarki komunalnej i mieszkaniowej Urzędu Miasta w Białogardzie. To ona stanęła dzisiaj (czwartek, 20 lutego) przed sądem.
Nie przyznała się ona do winy i stwierdziła, że nie wiedziała nawet o istnieniu studzienki.
Adwokat oskarżonej stwierdził, że to nie ona powinna być adresatem aktu oskarżenia, a jej poprzednik.
Sąd natomiast podjął decyzję o powołaniu biegłego. Następna rozprawa ma się odbyć w marcu.
Tymczasem ojciec Szymka powiedział reporterowi Super Expressu, że oczekują takiej kary, która uświadomi winnemu, że złamał on prawo. - Po śmierci synka nikt z samorządu nawet nas nie przeprosił - dodał.
Polecany artykuł:
Do tragedii doszło w czerwcu 2017 roku na jednym z osiedli w Białogardzie, niedaleko placu zabaw. Dzieci z osiedla domów jednorodzinnych w Białogardzie korzystały z pogody, bawiły się przed domami.
Wśród nich był pięcioletni Szymon S. Ojciec zerkał na niego co chwilę przez okno. Kiedy nagle zniknął mu z pola widzenia, poszedł szukać synka. I znalazł kilkanaście metrów od domu, w niezabezpieczonej studzience pełnej wody.
Ojciec wyciągnął Szymonka, zaczął go reanimować. Szybko pojawili się ratownicy medyczni. Niestety, chłopiec zmarł.
Zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci usłyszeli także rodzice chłopca.
Proces przed Sądem Rejonowym w Białogardzie toczył się przez wiele miesięcy i zakończył w styczniu 2019 roku. Ostatecznie matka 5-latka została uniewinniona.
Natomiast ojciec został uznany za winnego, że pozostawił chłopca bez nadzoru, przez co opuścił on plac zabaw. Sąd jednak warunkowo umorzył postępowanie na rok.