We wtorkowym programie UWAGA! TVN rodzice tragicznie zmarłych dziewczynek wyjaśnili, jak teraz przebiega śledztwo i na ile pytań wciąż nie ma odpowiedzi. W ich ocenie, akcja ratownicza nie była prowadzona fachowo, a uwięzione w budynku 15-latki można było wydobyć z pożaru szybciej.
- Moim zdaniem była niewystarczająca ilość środków do tego, aby skutecznie przeprowadzić działania ratowniczo-gaśnicze, chyba, że chodziło o ugaszenie pożaru, a nie uratowanie osób, które się tam znajdowały – mówi dziennikarzom Adam Pietras, ojciec Wiktorii.
W drugiej części reportażu, która była poświęcona tragedii w Koszalinie, rodzice nastolatek odnieśli się także do jedynego świadka, czyli 26-letniego pracownika escape roomu.
- Niezrozumiałym jest dla nas, dlaczego ten pracownik, od samego początku nie był traktowany, jako podejrzany w jakiś sposób, czy odpowiedzialny za to, co się wydarzyło – wyjaśnia ojciec jednej z dziewczynek.
Radosław D. miał opiekować się dziewczynkami podczas zabawy, jego zadaniem była obserwacja przy pomocy kamer, co robią uczestniczki gry i podpowiadanie im przez krótkofalówkę, jak rozwiązać zagadkę. Jak ujawniają dziennikarze UWAGI!, mężczyzna zeznał, że pożar zaczął się od nieszczelnej instalacji gazowego piecyka, a wszystko działo się tak szybko i on sam nie mógł opanować ognia.
Po blisko 10 miesiącach, prokuratura uznała, że Radosław D. także odpowiada za tragedię i postawiła mu zarzut m.in. nieumyślnego spowodowania śmierci. Mężczyzna trafił do aresztu.
ZOBACZ: Śmierć nastolatek w pożarze. Areszt dla właściciela escape roomu w Koszalinie przedłużony
Ogień pojawił się w piątek, 4 stycznia 2019 roku, po godzinie 17:00 w trzykondygnacyjnym budynku mieszkalnym przy ul. Piłsudskiego w Koszalinie. To miała być świetna zabawa na cześć jednej z nastolatek, która obchodziła swoje urodziny. Koleżanki z jednej klasy (z gimnazjum nr 9 im. Noblistów Polskich) postanowiły zmierzyć się z szeregiem łamigłówek i podjąć wyzwanie wydostania się z escape roomu. Gdy przebywały zamknięte w środku, wybuchł pożar. Niestety nie udało się uratować piątki koleżanek. W wyniku tej tragedii życie straciły: Julia (której urodziny obchodzono), Amelia, Małgorzata, Karolina oraz Wiktoria.
Właściciel koszalińskiego escape roomu, Miłosz S. (28 l.) pozostaje w areszcie. W opinii śledczych, poza aresztem, podejrzany mógłby mataczyć. Miłoszowi S. za umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa pożaru w escape roomie oraz nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu osób grozi do 8 lat więzienia. Tożsame zarzuty usłyszały babcia i matka 28-latka. Na pierwszą był zarejestrowany escape room, druga go współprowadziła.