Wiktorek będzie dorastać bez kochającej mamy. Paweł zrobił im tylko jedno wspólne zdjęcie
Paweł Kożuchowski wraz z żoną Kasią mieszkali w Szwecji. Przyjechali do Polski na wakacje, odwiedzić rodzinę. Nieoczekiwanie to tu rozpoczęła się akcja porodowa. 27-latka trafiła do szpitala w Kołobrzegu. Nikt nie spodziewał się, że najszczęśliwszy dzień w życiu rodziny Kożuchowskich, przerodzi się w tragedię.
Pani Stanisława pokazuje zdjęcie, które jej syn Paweł wykonał zaraz po cesarskim cięciu, kiedy wraz z żoną mogli zobaczyć synka. Przytulony do mamy Wiktorek po raz pierwszy czuł jej zapach. Na zdjęciu pani Kasia się uśmiecha. To jedyna fotografia, na której chłopiec jest ze swoją mamą. Innej już nigdy nie będzie. Pani Kasia zmarła w szpitalu po 28 dniach od cesarskiego cięcia.
- Kocham Kasię całym sercem, a oni mi ją odebrali. Mieliśmy się cieszyć z narodzin naszego synka, z tego jak rośnie, jak się zmienia... Odebrali mi najwspanialszą kobietę na świecie - mówi w rozmowie z "Super Expressem" Paweł Kożuchowski, mąż zmarłej 27-latki.
- Kasia bardzo chciała żyć, walczyła, tak dzielnie walczyła... tak bardzo chciała żyć dla Wiktorka. Udało jej się wygrać z sepsą. Niestety, moczowód uszkodzony w trakcie cesarskiego cięcia doprowadził do sepsy bakteryjnej, która pokonała moją żonę. Byłem przy niej cały czas. Kasia była wprowadzona w śpiączkę farmakologiczną, ale jak puściłem jej nagrany płacz naszego synka, to jej ciało reagowało, jakby chciała wstać z łóżka i biec do naszego synka - wspomina łamiącym się głosem pan Paweł.
Pan Paweł nie usłyszał słowa "przepraszam" w szpitalu, w którym zmarła jego żona. Jego zdaniem doszło do błędu lekarskiego, bo - jak wynika z epikryzy - w trakcie cesarskiego cięcia doszło do przecięcia tętnicy biodrowej i moczowodu.
- W ogóle nie chcą ze mną rozmawiać. Pytałem czy przeprowadzili wewnętrzną kontrolę. Nie otrzymałem odpowiedzi, nikt też mnie nie przeprosił - dodaje.
Murem za synem stoi jego mama - pani Stanisława, która wspiera go w walce o prawdę. Kobieta jeszcze we wrześniu zgłosiła sprawę do Rzecznika Praw Pacjenta.
- Do dzisiaj szpital nawet nie przeprosił, nie złożyli kondolencji. Gdy zadajemy pytania, odsyłają nas do prokuratury, a przecież synowa nie zmarła w prokuraturze, tylko w szpitalu. Należą nam się wyjaśnienia. Zachowanie szpitala jest haniebne i bezduszne - mówi pani Stanisława w rozmowie z "SE".
Kasia zmarła po 28 dniach od cesarskiego cięcia. Rodzina złożyła zawiadomienie do prokuratury
Gdy jechali do szpitala, cieszyli się, że do domu wrócą z dzieckiem. Niestety, w trakcie porodu doszło do komplikacji i konieczne było wykonanie cesarskiego cięcia, po którym 27-letnia Katarzyna trafiła na OIOM. Kobieta zmarła po 28 dniach. Rodzina nie potrafi się pogodzić ze stratą. Najbliżsi uważają, że doszło do błędu lekarskiego.
- Gdy jechali do szpitala, Kasia była zdrowa. Nic nie zapowiadało tragedii, jaka nas spotkała. Poszli urodzić dziecko, a wyszli z trumną. To jest straszne, nie potrafimy się z tym pogodzić. Naszym zdaniem mogło dojść do błędu lekarskiego - mówi bardzo poruszona śmiercią synowej mama Pawła - Pani Stanisława.
Gdy zaczęły się komplikacje po cesarskim cięciu, pan Paweł prosił w mediach społecznościowych o modlitwę za żonę. "Błagam was kochani, pomódlcie się za zdrowie mojej żony i siłę, żeby mogła wrócić do nas"- prosił.
31 lipca bieżącego roku pani Katarzyna trafiła na oddział ginekologiczno-położniczy Regionalnego Szpitala w Kołobrzegu. Tam zdecydowano o cesarskim cięciu. Niestety, doszło do pewnych komplikacji i lekarze zdecydowali o usunięciu macicy. Tuż po tym zabiegu, 27-latka została przewieziona na OIOM z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej po histerektomii w przebiegu krwotoku położniczego, powikłanego krwotokiem do jamy brzusznej. Kobieta straciła dużo krwi, dlatego lekarze zdecydowali się na jej przetoczenie. Kobietę wprowadzono także w śpiączkę farmakologiczną.
- Długo nie mogli opanować tego krwawienia, Kasia na ten oddział trafiła z uszkodzoną tętnicą i moczowodem - mówi teściowa zmrłej 27-latki w rozmowie z "Super Expressem".
Niestety, stan kobiety się nie poprawiał, w końcu doszło do sepsy i śmierci młodej mamy. Rodzina kobiety sprawę zgłosiła do prokuratury. Prokuratura zleciła sekcję zwłok, którą przeprowadzono po miesiącu od śmierci kobiety.
- To sprawa, w której zachodzi podejrzenie błędu medycznego, dlatego złożyliśmy wniosek o wyznaczenie jednostki, która tę sprawę przejmie. Jeszcze nie otrzymaliśmy decyzji w tej sprawie - przekazała w rozmowie z "Super Expressem" szefowa Prokuratury Rejonowej w Kołobrzegu, prok. Iwona Pluta. Jak dodała: - W sprawie został zabezpieczony materiał dowodowy w postaci między innymi dokumentacji medycznej.
Sprawę przejęła prokuratura w Szczecinie. Śledczy wciąż czekają na pisemne wyniki przeprowadzonej sekcji zwłok kobiety. W sprawie jako świadek został już przesłuchany pan Paweł.
Szpital w Kołobrzegu nie komentuje sprawy "W sprawie prowadzone jest obecnie postępowanie przez powołane do tego organy. Do czasu zakończenia postępowania szpital nie będzie komentował sprawy" – przekazała w oświadczeniu rzecznik placówki Patrycja Głomska.
A mąż zmarłej zapowiada: - Nie odpuszczę, dopóki się nie dowiem prawdy - mówi w rozmowie z "SE" Paweł Kożuchowski.
Polecany artykuł: