Było ich dwóch braci bliźniaków. Obaj niepełnosprawni, ale otoczeni zewsząd matczyną opieką i miłością. Okrutny los rozdzielił na zawsze bliźnięta. Dramat zaczął się w niedziele nad ranem w Strącznie koło Wałcza (woj. zachodniopomorskie). Dochodziła godz. 6. Mama chłopców i oni sami spali. Zaledwie dzień wcześniej obchodzili siedemnaste urodziny. Nie wiadomo, dlaczego w mieszkaniu w budynku pojawił się ogień. Jednak szybko się rozprzestrzenił. Ktoś poniósł alarm. Ktoś krzyczał, żeby uciekać. Wtedy do akcji wkroczył sąsiad Bogdan Suchorab (52 l.). Nie zważając na własne bezpieczeństwo wbiegł do palącego się mieszkania. Wyciągnął matkę i przerażonego Oskara. Odetchnął kilka razy na zewnątrz i skierował się po drugiego z chłopców. Niestety musiał się wycofać. – Był już ogień, gryząc dym. Adrenalina kazała mi iść po Adriana, ale rodzina mnie powstrzymała. Bała się, że sam zginę w tym piekle – opowiada dramatyczne chwile mężczyzna. - Tak niewiele zabrakło, by uratować dwa życia. Nie zdążyłem. Nie zdążyłem - powtarza kręcąc głową.
Zobacz też: Zachodniopomorskie: Niepełnosprawny bliźniak zginął w pożarze [NOWE FAKTY, ZDJĘCIA]
Wkrótce na miejscu pojawili się zawodowcy. Jednak gdy strażacy weszli do mieszkania, Adrian już nie żył. Znaleziono go na łóżku. Był skulony. Tak jak gdyby do samego końca usiłował uciec przed czadem i żarem, licząc na nadejście ratunku. Dzielny pan Bogdan, matka z uratowanym Oskarem trafili do szpitala w Wałczu. Po badaniach go opuścili. Złamana kobieta z ocalonym synem znalazła schronienie u bliskich. Jej lokum nie nadaje się do zamieszkania.