Daniel Dembowski poleciał do Tunezji na początku maja. Podczas samotnego zwiedzania stolicy kraju natknął się na demonstrację. Gdy robił pamiątkowe zdjęcia został zatrzymany przez kilku mężczyzn, którzy zażądali od niego oddania telefonu. Początkowo 25-latek myślał, że to złodzieje, jednak okazało się, że to policjanci. Mężczyzna trafił do aresztu i został podejrzany o terroryzm. Jednym z dowodów miały być prywatne zdjęcia zrobione m.in. podczas szkolenia w Wojskach Obrony Terytorialnej. Na dodatek tunezyjska policja nie powiadomiła ani konsula, ani polskiej ambasady.
Po pierwszym posiedzeniu sądu Daniel przebywał w więzieniu, około 100 km od Tunisu, czekając na kolejną rozprawę, której termin był bardzo odległy. W tym czasie jego bliscy za pośrednictwem dyplomaty i tunezyjskiego prawnika, walczyli o jego uwolnienie. Po prawie dwóch miesiącach koszmaru wszystko zakończyło się szczęśliwie. 25-latek został ostatecznie oczyszczony z zarzutów i mógł wrócić do kraju. W czwartek, 27 czerwca wylądował na poznańskim lotnisku, gdzie czekali na niego szczęśliwi rodzice.
- Schudłem 13 kg, więc można sobie wyobrazić, jak ciężko było w tunezyjskim areszcie - mówi w rozmowie z "Wyborczą" Daniel Dembowski. Zapowiada jednak, że nie zrezygnuje z podróży, które są jego pasją. - Na razie odpuszczę sobie podróże do państw arabskich i postawię na Europę. Tu również jest jeszcze wiele do zobaczenia - dodaje 25-latek.