Ameer dowiedział się o deportacji w ubiegłą środę o godz. 5 rano. Najpierw przewieziono go do Warszawy. Tam trafił w ręce siedmioosobowej grupy, która miała go potraktować wyjątkowo agresywnie.
Polecany artykuł:
Jak opisuje Irakijczyk w mailu wysłanym do swojego obrońcy, na ubraniach mężczyzn widniał napis "Polska Straż Graniczna". - Najpierw chwycili moje ręce, silnie, z obu stron, i wzięli mnie do pomieszczenia wewnątrz budynku portu lotniczego. Powiedzieli: "my nie jesteśmy strażą graniczną, lecz grupą która przyszła specjalnie do ciebie. Jeśli ty nie będziesz odpowiednio stosował się do naszych rozkazów, będziemy traktować cię jak psa." Jeden z nich uderzył mnie lewą ręką i powiedział: "jak czarnego psa" - cytuje mecenas Śliz. Irakijczyk miał też dostać dwa uspokajające i przeciwwymiotne zastrzyki. Straż Graniczna odpiera wszystkie zarzuty.
Ameera aresztowano na początku października. Sprawa od samego początku budziła kontrowersje. 30-letni doktorant UJ nie znał konkretnego powodu swojego aresztowania. Mężczyznę zatrzymano na podstawie postanowienia sądu opartego na opinii szefa ABW i zamknięto w przemyskim ośrodku dla cudzoziemców. Z postanowienia wiadomo było tylko tyle, że zachowanie Irakijczyka miało stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju. W środę przemyski sąd zdecydował o zwolnieniu Ameera. W tym samym dniu mężczyzna został deportowany do Iraku.
Więcej szczegółów w materiale Marcina Śliwy, reportera Radia ESKA: