36-letni ksiądz Paweł Czerwonka z parafii pw. Zmartwychwstania Pańskiego w miejscowości Mircze (diecezja zamojsko-lubaczowska) zarejestrował się w bazie DKMS w Dniu Dziecka, 1 czerwca 2017 roku, podczas akcji promującej dawstwo przy Zespole Szkół w Mirczu. - Był to jakiś “tajemniczy impuls”, głos serca, który do dziś dnia jest dla mnie tajemnicą, dlaczego wśród hałasu i zabaw udało się go usłyszeć i pójść za nim - mówi. Telefon z informacją, że jest ciężko chory człowiek, któremu może uratować życie, ksiądz odebrał krótko po rejestracji, bo zaledwie trzy miesiące później.
Telefon, który uratował jedno życie
To było 1 września 2017 roku, tuż po zakończeniu rekolekcji dla księży, w których brał udział. Wspomina, że gdy zobaczył, że dzwoni do niego ktoś z nieznanego mu numeru telefonu w pierwszym momencie pomyślał, że chodzi o kończącą się umowę na telefon. Na szczęście odebrał połączenie. - Czy podtrzymuje pan chęć zostania dawcą szpiku albo komórek macierzystych? - usłyszał. To był telefon z Fundacji DKMS. Na początku niedowierzał. Potem pojawiła się wielka radość, że może komuś pomóc w powrocie do zdrowia. Zanim doszło do zabiegu musiał przejść wiele badań. Jego stan zdrowia pozwalał na bycie dawcą. Na kilka dni przed wyznaczonym terminem zabiegu zaczął przyjmować zastrzyki z leku Neupogen, który pobudza szpik kostny do szybszego wytwarzania nowych krwinek białych. Wyraził zgodę na ewentualne pobranie szpiku z talerza kości biodrowej, gdyby jednak tych komórek we krwi było za mało. Ostatecznie komórki zostały pobrane u niego metoda aferezy z krwi obwodowej. Na obu ramionach księdza założono dojścia dożylne. Krew przepływała z jednego ramienia poprzez separator komórek i wracała drugim dojściem dożylnym do organizmu. W separatorze komórki macierzyste oddzielane były od reszty krwi i zbierane jako materiał przeszczepowy.
Zero stresu!
- Cały zabieg trwał dwa dni, po mniej więcej 4 godziny dziennie, z tego względu, że pierwszego dnia wyrzut komórek był za mały. Oczywiście, zabieg był bezbolesny. Jedyny ból to dwa wkłucia igieł w obie ręce. Zero stresu. Personel medyczny rozładuje każdy stres, zabieg przebiega bardzo fajnie i w miłej atmosferze - wspomina ksiądz. Wie, że jego genetycznym bliźniakiem, któremu podarował szansę na życie, jest mężczyzna, 57-letni, ze Stanów Zjednoczonych. Przeszczep się przyjął, a mężczyzna musi się tylko zgłaszać w określonym czasie na badania sprawdzające stan zdrowia.
Podziel się życiem!
Ksiądz mówi, że wcześniej kontakt z tematyką przeszczepów miał tylko na studiach z zakresu teologii moralnej. Nie ma w rodzinie nikogo, kto żyje dzięki przeszczepowi. Po tym, jak został dawca, zaczął interesować się tą tematyką oraz promować ideę dawstwa w mediach społecznościowych. Przypomina, że lekarstwo na wiele chorób mamy w swoim organizmie, że po podzieleniu się nim z drugim człowiekiem nic nie tracimy. Zachęca nie tylko do oddawania krwi czy rejestrowaniu się jako potencjalni dawcy szpiku, ale też do podpisywania oświadczeń woli. - Dla ludzi wierzących jest to konkretne i piękne wypełnienie przykazania miłości bliźniego, móc ofiarować komuś cząstkę siebie. Na drugą stronę życia nic ze sobą nie zabierzemy, a komuś nasz narząd może pomóc przedłużyć życie doczesne - przekonuje ksiądz. Dzisiaj sam musi walczyć o zdrowie, bo zachorował na boreliozę, chorobę przenoszoną przez kleszcze. - Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć lekarza, który podejmie się leczenia - mówi ksiądz Paweł.
Osoby po przeszczepieniach - dawcy i biorcy spotkają się 13 kwietnia w Wiśle w 14. już edycji Biegu po Nowe Życie – społecznej inicjatywy wsparcia polskiej transplantologii.