Krynica-Zdrój. Biegły ds. narciarstwa zajmie się śmiercią 14-latką
Śmierć 14-latka, który został ciężko ranny na stoku w Krynicy-Zdroju, będzie wyjaśniania w drodze prokuratorskiego śledztwa. Jak informuje Onet, chłopak został poszkodowany pod koniec stycznia, gdy razem z dwoma kolegami w wieku 17 i 18 lat dostał się na wyłączoną z użytku trasę. W tym czasie prowadzono tam prace przy udziale ratraka, który był przypięty do stalowej liny, żeby nie zsunął się po śniegu. Dwaj najstarsi nastolatkowie ominęli zagrożenie, ale 14-latek uderzył prosto w linę. Chłopak stracił funkcje życiowe, które przywrócono mu po reanimacji, i trafił do szpitala. Zmarł w nocy z piątku na sobotę, 3 lutego. Prokuratura Rejonowa w Muszynie wszczęła w związku z tym śledztwo i zarządziła sekcję zwłok, ale to nie koniec.
- Powołaliśmy też przed chwilą biegłego z zakresu narciarstwa. Czekamy na jego opinię w sprawie samego wypadku. Będziemy sprawdzać, jakie było zabezpieczenie tej trasy w momencie, gdy doszło do tragedii. Chodzi o to, by sprawdzić, czy faktycznie było to jasno zakomunikowane narciarzom, że ona jest wyłączona z użytku - mówi Onetowi Rafał Gruszka, prokurator rejonowy w Muszynie.
Nastolatkowie nie zauważyli, że stok jest zamknięty?
Jak przekonuje Marta Grzywa z biura prasowego Polskich Kolei Linowych, informacje o zamknięciu trasy znajdują się w miejscach wjazdu w formie homologowanych siatek i znaków ostrzegawczych, a oprócz tego jest tam również instalowana siatka odgradzająca.
- Oznakowania zakazu wjazdu na trasę oraz informacje o prowadzonym ratrakowaniu i jej zamknięciu widoczne są w wielu miejscach na stoku - zarówno po bokach trasy, jak i od góry. Trudno ich nie zauważyć - mówi Onetowi kobieta.