Horror pod Krakowem. Były student medycyny zabił własnego ojca
Do morderstwa dochodzi na skraju wsi Brzyczyna pod Krakowem. W domu z cegły mieszka trzech mężczyzn: Józef W., Witold W. i najmłodszy Władysław W., który studiuje medycynę w Krakowie. W domu w Brzyczynie bywa, bo odwiedza ojca i dziadka. Wszyscy troje to repatrianci z Kaukazu. 80–letni Józef W. jest z wykształcenia stomatologiem, jego syn Witold technikiem dentystycznym. To właśnie on postanowił sprzedać rodzinny majątek na Kaukazie i wrócić do wymarzonej ojczyzny. W Rosji zostawił żonę i córkę. Formalnie mężczyźni nie zostali uznani na repatriantów, dlatego nie mogli pracować w zawodzie. Pracowali dorywczo, żyli skromnie, utrzymując się z pieniędzy pozostałych ze sprzedaży domu. We wsi ich znali i lubili. Syn Witolda nie poradził sobie na medycynie, po rzuceniu tych studiów został studentem psychologii. Ojciec miał do niego pretensje, że porzucił dobre studia. Władysław zamieszkał z ojcem i dziadkiem trzy miesiące przed zbrodnią.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo.
PRZECZYTAJ: Zdemolował bar, wybił szyby w aucie i biegał po mieście z nożami. Policja użyła paralizatora
Polecany artykuł:
Jak doszło do potwornej zbrodni?
W niedzielę 30 maja 1999 roku, przed godziną 20.00 Józef i Witold († 52 l.) szykowali się do spania, ale do pokoju wszedł Władysław. Wywabił ojca do piwnicy pod błahym pretekstem. Tam doszło do jednej z najbrutalniejszych zbrodni w historii polskiej kryminalistyki. Władysław najpierw poraził ojca paralizatorem, następnie zaczął zadawać rany przygotowanym wcześniej szpikulcem. Ciosy zadawał w okolice karku i serca. Nieżywego ojca powiesił za nogi do kraty piwnicznego okna, szpadlem odciął mu głowę.
– Ściągnął skórę wraz z włosami z czaszki, natarł od wewnątrz solą. Głowę pozbawioną skóry wyrzucił pod balkon w chwasty. Zszył skórę na kształt maski, wykleił plastrami, sobie wygolił włosy z przodu i boku głowy, po czym nałożył maskę. Te czynności zajęły mu prawie całą noc. Włożył na siebie ojca ubranie, głowę przykrył kapeluszem i owinął się szalikiem, starał się naśladować chód ojca. Chciał się przekonać, czy rozpozna go niedowidzący dziadek – opisywali szczegóły zbrodni śledczy.
W takim makabrycznym przebraniu Władysław podszedł do drogi, ukłonił się przechodzącemu sąsiadowi. Ten dopiero po ujawnieniu zbrodni zorientował się, że rozmawiał z przebranym mordercą. Potem zobaczył się z dziadkiem. Władysława początkowo bawiło to, że ani sąsiad, ani dziadek go nie rozpoznali. Zjadł jeszcze z dziadkiem śniadanie, cały czas udając swojego ojca, a potem się przespał. Józefowi W. zapaliła się czerwona lampka. Nie podobał mu się głos "syna", nigdzie też nie widział wnuka. Chwilę później odkrył w piwnicy zwłoki syna. Ukrywając emocje poszedł do sąsiadów by zawiadomić policję. W tym czasie jego wnuk uciekł. W listopadzie 2001 roku Sąd Okręgowy w Krakowie skazał Władysława W. na karę 25 lat pozbawienia wolności. Jak podkreślali sędziowie: "Ojcobójca działał z premedytacją, z wielkim okrucieństwem, a zbrodniczego czynu dokonał z zemsty, czyli z niskich pobudek i motywów zasługujących na szczególne potępienie". Od 2003 roku odbywa karę w Rosji, na swoją prośbę.
ZOBACZ: Maszyna rolnicza oskalpowała dziecko. Przeraźliwy pisk niósł się po polu koło Szczekocin
Zabił ojca, bo chciał pieniędzy ze sprzedaży domu
Początkowo śledczy łączyli zbrodnię z Brzyczyny z zabójstwem i oskórowanie studentki Katarzyny, ale szybko okazało się, że nie mają one nic wspólnego ze sobą. Władysław zabił ojca, bo jak przyznał w sądzie, chciał wyjechać do Francji i żądał by ojciec przekazał mu resztę pieniędzy ze sprzedaży domu, a on nie chciał tego zrobić. Przyznał, że nie lubił ojca także za to, że w Rosji zostawił żonę – matkę Władysława. Sposób, w jaki zabił ojca, nawiązuje do rytualnego zabójstwa barana, w którym kiedyś uczestniczył na Kaukazie. Dom w Brzyczynie został sprzedany. Zbrodnia ta przeszła do historii polskiej kryminalistyki jako jedna z najbardziej makabrycznych.