Ogień rozprzestrzeniała się błyskawicznie. Silny wiatr nie pomagał w akcji gaśniczej. Domy w zabudowie szeregowej zajmowały się ogniem w jednej chwili. Najpierw o całym zdarzeniu dowiedzieli się miejscowi, którzy natychmiast ruszyli do sąsiadów i pomagali poszkodowanym wynosić meble, oraz cenne rzeczy. Potem przyjeżdżały jednostki niemal z całego województwa. Było ponad 100 zastępów straży, które walczyły z ogniem i pomagały mieszkańcom ratować dobytek. Dla górali to ogromna tragedia. Są wstrząśnięci i nie chcą wracać do tego strasznego dnia. Anna Zaremba (64 l.) z Nowej Białej ze łzami w oczach mówi o szwagierce, której spłonął cały dom.
- Nic im nie zostało. Wszystko poszło z ogniem. Meble spalone, dojarki dla krów spalone, cały sprzęt rolniczy poszedł z płomieniami dach się stopił, czego nie zabrała ogień to zalali strażacy, Wypędzili tylko bydło. Krowy wygonili na łąkę za stajnią. Więcej nic nie mają. Boże jakoś trzeba im pomóc - mówiła ocierając łzy.
W poniedziałek w malutkiej wsi zaroiło się od strażaków ochotników z niemal całej Małopolski, strażacy z Państwowej Straży Pożarnej pomagali ludziom w wynoszeniu zniszczonego sprzętu. W akcje włączono także wojsko i policję. Jednak najwięcej ludzi to mieszkańców z sąsiednich wsi i najbliższych okolic, którzy nie poszli do pracy, by pomóc poszkodowanym. Lokalni mieszkańcy skrzykują się i przyjeżdżają ze swoim sprzętem by pomagać. Tak zrobili młodzi mężczyźni ze wsi Maniowy, Zaskale, Knurowa i Nowej Białej.
- Musimy pomóc ludziom. Rano pojechaliśmy na zakupy. Kupiliśmy łopaty, rękawiczki, zabraliśmy gumiaki, kolegów i jesteśmy. To niewyobrażalna tragedia, trzeba pomóc tym ludziom - mówili mężczyźni. Daniel Lawacz ze wsi Maniowy również przyjechał służyć pomocą
- To jest wielka tragedia, trzeba zakasać rękawy i pomóc. Tu u kolegi gdzie robię, ostało się 5 baranów, ocalały te na hali, spalił się nawet pies. Wszystko jest w tragicznym stanie. Ogień rozpanoszył się tak, że nie wiadomo czy będą mieli do czego wrócić i co zabrać z obory domu. Wszyscy tutaj musimy im pomóc w obliczu tej tragedii - mówił.
Od niedzieli w Nowej Białej na zmianę pracuje kilkaset osób, które szacują straty, pomagają, przywożą jedzenie i wodę dla poszkodowanych. Każde ręce są potrzebne, bo pracy jest mnóstwo, a potrzeby ogromne. Skala zniszczeń jeszcze nieoszacowana, ale mówi się o milionach złotych strat. Przyczyna pożaru ciągle nie została ustalona.