Firma, która dokonywała instalacji pieca, była rekomendowana przez magistrat. Pani Beata podpisała niezbędne dokumenty. - Najpierw zamontowali wszystkie rurki, kaloryfery. 16 stycznia 2017 roku podłączono piec. Piec się od razu wyłączył, odmawiał posłuszeństwa. Przyjechano i 20 stycznia 2017 stycznia odłączono płytkę, zmieniając płytkę sterującą, tak aby się piec nie wyłączał - wspomina pani Beata.
W niedługim czasie kobieta i jej syn zaczęli się bardzo źle czuć. Pojawiły się poparzenia, wypadały im włosy. Lekarze nie byli w stanie stwierdzić, co może być przyczyną. Aż pewnego dnia kobieta wracała do domu i już od bramy czuła ulatniający się gaz - Kominiarze znaleźli, co się dzieje. Nie została zainstalowana rura kwasoodporna, nie odprowadzono szkodliwego kondensatu spalin. W tej chwili dom jest zalany, jest w nim siarka - relacjonuje pani Beata i pokazuje kolejne ekspertyzy: od nadzoru budowlanego i zakładu usług kominiarskich. Werdykt: dom nie nadaje się do mieszkania. Przebywanie w nim może grozić utratą zdrowia, a nawet życia.
Tułaczka
Kobieta przez ponad dwa miesiące mieszkała w przytulisku przy ulicy Krakowskiej. Następnie zaproponowano jej mieszkanie z 3 obcymi mężczyznami z problemami psychicznymi. Jak mówi, nie była w stanie przyjąć lokum, gdzie bałaby się zostawić syna samego. Chłopak zmaga się z padaczką lekooporną. MOPS argumentuje, że mieszkania chronione to jedyne lokale mieszkalne, jakie mógł zaoferować. - To są pokoje z wspólną kuchnią, wspólną użytecznością łazienki, wspólnym przedpokojem. Ale pokoje oddzielne i w tych pokojach funkcjonują osoby z różnymi niepełnosprawnościami - mówi Elżbieta Grabiec, kierownik filii MOPS-u. Zaznacza też, że pani Beata korzysta z pomocy finansowej oferowanej przez ośrodek. Urzędnicy twierdzą, że kobiecie zaoferowano alternatywne lokum - Tak, na parterze przy szpitalu Żeromskiego - mówi pani Beata - Ale kiedy się na nie zgodziłam, urzędnicy wycofali swoją propozycję.
Teraz kobieta korzysta z gościnności osób trzecich.
Co na to Magistrat?
Tymczasem rzecznik magistratu, Dariusz Nowak, podnosi, że wina wcale nie musi leżeć po stronie ekipy, która w mieszkaniu pani Beaty instalowała piec - Wygląda na to, że w trakcie budowy domu, w momencie kiedy budowano komin, nie został on zbudowany zgodnie z planem budowy tego domu - mówi Nowak - Sama firma (która instalowała piec - przyp.red.) mówi, że oni wykonali przyłącz fachowo, tak jak to powinno być zgodnie ze sztuką budowlaną.
Mimo zapewnień firmy, po zgłoszeniu wad przez panią Beatę, została ona usunięta z listy rekomendowanych wykonawców wymian pieca. Zdaniem radnej Teodozji Maliszewskiej wina urzędników jest tutaj oczywista - Zawalił urzędnik, który dokonał odbioru prac podłączających piec i nowy system grzewczy, który został wykonany wadliwie - argumentuje Maliszewska - Ja mam na to dokumenty i nie można powiedzieć, że budynek był źle zbudowany. Mam dwie opinie nadzoru budowlanego. Ja się dziwię, że tam się nikt nie zatruł. Firma, która na zlecenie urzędu wykonywała te prace...Nie wiem, na jakiej zasadzie ma koncesję i skąd ją wzięła. A ten, kto odebrał od niej roboty albo zrobił to z nieznajomości rzeczy albo ze złej woli, bo nie przypuszczam, że za łapówkę.
Radna dodaje, że firma zainstalowała piec, który nie jest dopuszczony do użytku w Polsce i nie ma niezbędnych atestów. Maliszewska podkreśla, że dysponuje papierami od nadzoru budowlanego, które potwierdzają, że to instalatorzy pieca popełnili błąd. Jak mówi, jak będzie trzeba, to pójdzie z nimi do sądu. Tymczasem pani Beata już od grudnia nie może mieszkać we własnym domu. I chociaż instalacja pieca jest na gwarancji - nikt nie poczuwa się do jej naprawy.
Aktualizajca: Zadzwoniliśmy do firmy, która wykonywała instalację pieca. Pod wskazanym numerem nikt nie mógł nam udzielić informacji o zleceniu dla pani Beaty. Poszkodowana w grudniu zeszłego roku zgłosiła do prokuratury sprawę o narażenie na utratę zdrowia lub życia. Czekamy na odpowiedź prokuratury o tym, na jakim etapie jest ta sprawa.
Posłuchaj materiału o historii pani Beaty:
Czytaj też:
>>> Mężczyzna zaczepiał dzieci w centrum Krakowa. Nie chciał wypuścić z autobusu dziewczynki