Chełmek: Tomek zginął, bo poprosił o papierosa. "Tęsknię za Tobą, syneczku"
– Z Tomkiem łączyła mnie szczególna więź, często rozmawialiśmy o filozofii, bo syna podobnie jak i mnie interesowała ta dziedzina – opowiada Dorota Księżalczyk, mama Tomka. Kobieta cierpi na dystrofię mięśniową, która uniemożliwia jej chodzenie. – Jestem niesamodzielna, poruszam się na wózku inwalidzkim, w domu za pomocą chodzika – mówi. Dodaje, że to właśnie starszy syn się nią zajmował. Młodszy, Mateusz, jest chory, cierpi na schizofrenię. Nim także opiekował się Tomek. – Nie było to łatwe, często się kłócili, Mateusz nie chciał przyjmować leków – opowiada nam pani Dorota. Tomasz skończył liceum. – Był świetny z matematyki, nawet zajął drugie miejsce w Polsce w konkursie matematycznym, potem rozpoczął studia na AGH, ale ich nie skończył i poszedł do pracy – mówi mama Tomasza.
Dalsza część artykułu poniżej.
25 sierpnia 2021 roku Mateusz dostał wyrównanie renty. Z tej okazji odbyła się impreza, w której brał udział m.in Tomasz Księżalczyk. Późnym wieczorem w trakcie jej trwania Tomek wyszedł, by odprowadzić dziewczynę - powiedziała w rozmowie z Super Expressem matka Tomasza.
- Wracając przechodził koło miejscowej pizzerii, w miejscu gdzie zaczyna się park. Tragiczny przebieg następnych chwil odtworzyli śledczy - mówi Dorota Księżalczyk.
Tomek miał zaczepić przechodzącego mężczyznę i poprosić go o papierosa. Spotkał się z odmową. Wtedy doszło do awantury. Około godz. 22.50 policjanci zostali powiadomieni o leżącym na chodniku, zakrwawionym mężczyźnie. Gdy przyjechali na miejsce, zobaczyli trzech mężczyzn, którzy próbowali reanimować Tomka. Jednym z nich był 64–letni Marian K., wcześniej niekarany, ojciec czworga dorosłych dzieci. To on zawiadomił policję, poinformował funkcjonariuszy, że wracając z pracy zobaczył leżącego zakrwawionego mężczyznę. Dopiero później śledczy ustalili, że to właśnie on zadał dwa śmiertelne ciosy scyzorykiem, a potem przystąpił do reanimacji. Marian K. został aresztowany.
Przed krakowskim Sądem Okręgowym toczy się jego proces. Mężczyzna twierdzi, że się bronił. Podczas pierwszej rozprawy przeprosił matkę ofiary i powiedział, że bardzo żałuje tego co się stało. Feralnej nocy wracał z pracy. Do emerytury zabrakło mu niespełna siedmiu miesięcy.
ZOBACZ: Para uprawiała seks w centrum Krakowa. Zapłacą mniej, niż za głośne krzyki