- Mięso jest tanie, dlatego, że świnie trzymane są po kilka tysięcy w małych pomieszczeniach, gdzie nie mogą się ruszać, bo każdy ruch to utrata kalorii. To fabryka, tylko przedmiotem produkcji są zwierzęta, które czują. Dlatego moja propozycja jest taka, by oznaczyć mięso, tak jak w przypadku jajek z ferm drobiarskich i konsument będzie miał wybór. Będzie mógł zapłacić 9,99 zł za schab, wiedząc, że zwierzę cierpiało przez całe życie, albo droższy, mając świadomość, że to mięso nie jest naszpikowane antybiotykami, które w hodowlach stosuje się powszechnie - przekonuje.
Polecany artykuł:
I tak w projekcie rezolucji znalazły się zapisy, że mięso z hodowli przemysłowych byłoby oznaczane najniższą, III kategorią, II - oznaczałaby hodowlę zagrodową, zaś I - hodowlę naturalną. Specjalna kategoria 0 przyznawana byłaby mięsu z hodowli naturalnej na terenach ekologicznych.
Annie Plaszczyk z Fundacji Viva pomysł przypadł do gustu. Wskazuje jednak, że za samym oznaczaniem mięsa powinna pójść zakrojona na szeroką skalę akcja edukacyjna, uświadamiająca klientów o tym, jak wygląda życie zwierząt w poszczególnych rodzajach hodowli.
Anna Plaszczyk z Vivy zwraca uwagę na fakt, że hodowla przemysłowa mięsa ma także znaczący wpływ na środowisko. Zostawia ona ogromny ślad węglowy. Fermy emitują nie tylko gigantyczne ilości dwutlenku węgla, ale też metanu. Co więcej, hodowla bydła pochłania ogromne ilości wody, której powoli zaczyna brakować.
- Coraz więcej producentów wycofuje się ze sprzedaży jajek przemysłowych, wycofują się również sieci handlowe, ale przed nami jeszcze bardzo dużo pracy. Możemy czekać na zmianę społeczną, ale te zwierzęta nie mają czasu. Ich sytuacja nie zmieni się, jeśli nie wprowadzimy solidnych uregulowań - mówi.
Karolina Jarmołowska z krakowskiego Targu Pietruszkowego zaznacza, że klienci stają się coraz bardziej świadomi, często jednak nie mają wyboru i decydują się na zakup tego, co jest dostępne.
- Konsument powinien wiedzieć jakie mięso kupuje. Nie każdy jest w stanie całkowicie zrezygnować z mięsa, ale są ludzie, którym zależy na dobrostanie zwierząt. Mam świadomość, że na Targ Pietruszkowy przyjeżdżają specyficzni konsumenci, ale jeżeli popatrzymy na ogół, to są oni coraz bardziej świadomi, zadają bardzo szczegółowe pytania, np. o zawartość dioksyn w jajkach. Oddaliliśmy się od jedzenia. Ta propozycja wpisuje się w promowaną przez nas zasadę "farm to table", w której chodzi o skracanie łańcuch dostaw - tłumaczy.
Łukasz Wantuch liczy, że podczas sesji w przyszłą środę jego rezolucja znajdzie poparcie koleżanek i kolegów z rady miasta. Ma również nadzieję, że władze centralne nie będą wobec niej obojętne.