Tragedia w Bukowinie Tatrzańskiej. Zerwany dach z "budy śmierci" zabił Katarzynę, Wiktorię i Klarę
Do tragedii w Bukowinie Tatrzańskiej doszło cztery lata temu, 10 lutego 2020 r. Dach zerwany przez podmuch wiatru z obiektu będącego prowizoryczną wypożyczalnią sprzętu przygniótł cztery osoby. Trzy z nich doznały śmiertelnych obrażeń. Zginęła 52-letnia Katarzyna oraz jej dwie córki: Wiktoria († 21 l.) i Klara († 15 l.). Matka z najmłodszą córką zmarły na miejscu. Starszą dziewczynkę przetransportowano do szpitala, lecz lekarzom nie udało się jej uratować.
Ranny został też 16-letni chłopak, spokrewniony z ofiarami. Na szczęście jego obrażenia nie były tak poważne. Wszyscy przyjechali na Podhale, żeby odpocząć w czasie ferii zimowych, tymczasem spotkała ich tragedia i śmierć.
- Przy moich córkach jest moja ukochana żona... Ale jak mogłoby być inaczej? Zawsze tak się o nie troszczyła... Pozostał we mnie żal i smutek. Wszystko runęło bezpowrotnie... Wszystko, co tak kochałem... - mówił podczas pogrzebu pan Paweł, mąż i ojciec ofiar tragedii w Bukowinie Tatrzańskiej.
Z ustaleń prokuratury wynika, że tragedii można było uniknąć, ponieważ prędkość wiatru nie była w tym przypadku kluczowa. Zerwanie dachu wynikało przede wszystkim z lekceważenia przepisów budowlanych oraz pogoni za zyskiem.
- Tu prędkość wiatru nie miała kluczowego znaczenia. Stawiając taki obiekt, trzeba było zdawać sobie sprawę, że to nie może stać. Gdyby konstrukcja była postawiona prawidłowo, to by nie doszło do tragedii. Przyczyną zdarzenia była zła konstrukcja dachu. Inwestorów nie interesowały względy bezpieczeństwa. Wykorzystano tu stare materiały budowlane, była to prowizorka – podkreślał w mowie końcowej prokurator Wojciech Konstanty.
Trzy osoby usłyszały wyroki skazujące. Kary bezwzględnego więzienia
W sprawie tragedii w Bukowinie Tatrzańskiej na ławie oskarżonych zasiedli właściciele "budy śmierci": Tomasz Ż. i Łukasz M., a także Paweł W., właściciel firmy budowlanej, która stała za wykonaniem felernej konstrukcji. Mężczyźni odpowiadali za nieumyślne sprowadzenie zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób i mieniu wielkich rozmiarów, mającego postać zawalenia się budowli. Żaden z nich nie uznawał swojej winy, przerzucając ją na innych oskarżonych. Na nic się to jednak zdało. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu skazał wszystkich trzech mężczyzn. Oskarżeni usłyszeli wyroki 1,5 roku bezwzględnego więzienia. Mężowi i ojcu ofiar musieli też solidarnie wypłacić zadośćuczynienie w wysokości 1,5 mln złotych.
- Sąd podzielił kwalifikację czynu przyjętą przez prokuraturę i ciesząca jest też wymierzona kara. Chociaż jest to przestępstwo nieumyślne, to rzadko zdarza się w polskim wymiarze sprawiedliwości, aby za takie przestępstwo wymierzono kary bezwzględnego więzienia - mówił po ogłoszeniu wyroku prok. Wojciech Konstanty.