Pani Joanna zapewnia, że doniczki nie są jej własnością, a jedynie zaopiekowała się nimi, sadząc w nich m.in. kwiaty i dbając o siewki drzew, jakie wyrosły z nasion drzewa tuz przed witryną. Gdy naszły ją urzędniczki nie kryła zdziwienia.
- Powiedziały, że muszę mieć zezwolenie na zajęcie pasa drogowego. Opłata to 1,5 zł za jedną donicę, a w ciągu roku to ponad 1,6 tys. zł - stwierdza.
Pani Joanna dba nie tylko o zieleń przed witryną swojego warzywniaka, lecz także, wraz z sąsiadami o kwiaty i drzewa w podworcu kamienicy. Z dumą podkreśla, że z troski o środowisko, ogrodnicy wykorzystują do podlewania wodę wypływającą z klimatyzatorów.
Zdaniem Łukasza Maślony, miejskiego aktywisty i radnego klubu Kraków dla Mieszkańców, urzędniczki kontrolujące ów pas drogowy wykazały się pewną nadgorliwością.
- Takie osoby powinniśmy w spierać w tego typu działalności. Podejmę inicjatywę, by legalizować tego typu przedsięwzięcia. Urzędnicy nie powinni przede wszystkim straszyć. To osoba starsza i bardzo się przejęła tym, że grozi jej kara naliczana wstecz. To zbyt sztywne trzymanie się prawa - przekonuje.
Maciej Grzyb z biura prasowego magistratu zapewnia, że urzędnikom nie chodzi o karanie ogrodniczki-partyzantki.
- Nie będziemy nikogo karać, mamy prośbę do pani, która się opiekuje nimi o ich zalegalizowanie. To pomoże nam wpisać je do rejestru i będą mogły stać bez przeszkód. Na razie nie mówimy o opłatach, bo nie wiemy, jaki będzie wniosek - zapewnia.
Jak się okazało, donice, które zagospodarowała pani Joanna są... własnością miasta. Pozostały po zorganizowanym jakiś czas temu na placu Wolnica Festiwalu Chleba. W całą sprawę włączył się Zarząd Zieleni Miejskiej, który wystąpi do Zarządu Dróg Miasta Krakowa z wnioskiem o... zajęcie pasa drogowego. Piotr Kempf, dyrektor ZZM zapewnia, że pani Joanna będzie mogła dalej, bez urzędniczych przeszkód zajmować się swoimi kwiatami, a podległy mu Zarząd ufunduje nowe donice.