Emocje przed salą rozpraw sięgnęły zenitu. Zrozpaczona mama zamordowanej Justyny opowiedziała dziennikarzom, że traktowała Jakuba jak własnego syna.
– Przez półtora roku ich znajomości był w naszym domu dziewięć razy. Dzieliłam się z nim opłatkiem, raz w miesiącu wysyłałam im do Krakowa paczki, słałam syropki, gdy Jakub był przeziębiony, a on zamordował mi córkę. Dusił ją 4 minuty! – mówiła na sądowym korytarzu Agnieszka Sapała.
Justyna B. poznała Jakuba K. przez wspólnego znajomego. Najpierw była to znajomość wirtualna, ale dość szybko doszło do pierwszego spotkania. 22-latek przyleciał samolotem na Pomorze w odwiedziny do dziewczyny. Zaprezentował się jako spokojny, dobrze wychowany młody człowiek.
Justyna pojechała do Bytomia, gdzie mieszkał chłopak, z rewizytą. Po czterech miesiącach znajomości postanowili zamieszkać w Krakowie w mieszkaniu należącym do rodziny Jakuba, przy ul. Bytomskiej.
Do zabójstwa doszło w sobotę (18 listopada). – Córka wysłała nam rano wiadomość: "Cześć robaczki, u nas dwa stopnie, słońce próbuje przebić się przez chmury, miłego dnia". Potem już się nie odezwała. Dziś wiem, że pół godziny później nie żyła. Dlaczego ją udusił, dlaczego nie wezwał pomocy, może dało się Justynkę uratować? – pytała zdruzgotana matka. Dodała, że od chwili tragedii codziennie jest na cmentarzu, a śmierć córki zrujnowała życie całej rodzinie.
Sędzia utajniła całą rozprawę, a zgromadzeni na sali sądowej dziennikarze mogli wysłuchać jedynie aktu oskarżenia, który był… zaskakująco krótki. W jednym zdaniu prokurator zarzucił Jakubowi K. uduszenie Justyny. Zaraz potem dziennikarze musieli opuścić salę rozpraw.