Tauron Arena, a ostatnio również stadion Cracovii, sciąga coraz więcej topowych gwiazd. W tym pierwszym widzieliśmy ostatnio Bruno Marsa i Linkin Park, a w planie jest występ Stinga. Przy Kałuży wystąpią natomiast Red Hot Chili Peppers. Niestety, kto chce być świadkiem tych wydarzeń, musi liczyć się z bardzo dużym wydatkiem. Niektórzy są w stanie nawet dopłacić, by znaleźć się bliżej sceny.
- Chodzi o strefy Golden Cirlcle, czy Early Entrance, czyli prawo wejścia na płytę przed wszystkimi. Tego nie było jeszcze kilkanaście lat temu. Prawidziwy fan przyjeżdżał nad ranem i koczował przed stadionem - mówi nam Jarek Szubrycht, dziennikarz muzyczny z "Gazety Magnetofonowej" i "Polityki".
Za dodatkowe przywileje, jak na przykład rozmowę z muzykami, miłośnicy artysty mogą wyłożyć nawet 10 000 złotych. Jak tłumaczy Szubrycht, drogie widowiska muszą się zwracać, a gaże są coraz wyższe. Ma to związek też z monopolem jednej z firm na wielu z najpopularniejszych artystów - na przykład Metallikę czy Depeche Mode. Oba zespoły niedługo odwiedzą Tauron Arenę. Przez to nie ma konkurencji cenowej.
- Chodzi o firmę Live Nation, która podpisuje kontrakty z muzykami nawet na 10 lat. Przez to nikt inny nie może wyprodukować ich koncertów. To nie pozwala na obniżanie cen, a firma może żądać więcej pieniędzy. - mówi dziennikarz.
Jak jednak dodaje, nie zniechęca to prawdziwych fanów, a końca koncertowego boomu nad Wisłą nie widać.
Drogie bilety na krakowskie koncerty. Jaka jest przyczyna?
400, 500 złotych. Często tyle trzeba zapłacić za wstęp na największe koncerty w Krakowie. Takie ceny to norma, gdy do miasta przyjeżdżają gwiazdy, jak Depeche Mode czy Red Hot Chili Peppers. Widowiska są coraz droższe, jednak organizatorzy ciągle poszerzają ofertę, by wyciągnąć z fanów jak najwięcej pieniędzy - mówi nam dziennikarz muzyczny, Jarek Szubrycht.