Mieszkańcy przyznają wprost - w krakowskiej komunikacji miejskiej nastąpiło prawdziwe trzęsienie ziemi. Przepełnione autobusy, kursy jedynie przez kilka godzin wątpliwego szczytu i likwidacja komunikacji nocnej - to efekt cięć wprowadzonych przez ZTP.
Jak wyjaśnia magistrat, zmiany mają na celu dostosowanie oferty do zmniejszonych potrzeb przewozowych, bowiem liczba pasażerów zmniejszyła się obecnie dziesięciokrotnie. Urzędnicy tłumaczą też, że chodzi o oszczędności - tygodniowe wpływy z biletów zmniejszyły się o niemal 10 milionów złotych.
Czytaj też: Pracownicy sklepów UPOKORZENI przez miasto. Zabrali im autobusy. W tle koronawirus
Ograniczeń nikt nie kwestionuje, bo liczba pasażerów rzeczywiście znacząco się zmniejszyła. Jednak zawieszenie komunikacji poza godzinami szczytu i likwidacja kilkunastu linii budzi spore wątpliwości. Problem mają też pracownicy marketów, którzy kończą pracę o północy. Mieszkańcy muszą wracać do domu pieszo lub własnym transportem, w dodatku po ciemku - bowiem ze względu na oszczędności całkowicie wyłączono oświetlenie uliczne.
Łukasz Franek: tramwaje nie będą kursować co pięć minut
Z kolei portal smoglab.pl zapytał Łukasza Franka, dyrektora ZTP o przyszłość krakowskiej komunikacji miejskiej po zakończeniu pandemii koronawirusa.
- Zaufanie do wspólnego podróżowania nie wróci ludziom z dnia na dzień (...) W tej sytuacji zakładamy, że do końca wakacji transport zbiorowy będzie funkcjonował na pół gwizdka - mówi Franek.
I zaznacza, że zarząd będzie obserwować, w jaki sposób przemieszczają się ludzie.
- Nie chcemy zakładać cięć z góry. Na pewno jednak dopasujemy oferty do spodziewanego potoku pasażerów. Dlatego nie spodziewajmy się powrotu do częstotliwości sprzed pandemii. Tramwaje nie będą kursować co pięć minut. Nie będzie nas na to stać i nie będzie tylu pasażerów - zaznaczył.