Takie kondolencje dostali bliscy Mareczka od przedszkola. Dziadek zdradził szczegóły
Przedstawiciele przedszkola w Zabierzowie, do którego chodził tragicznie zmarły 4-latek, spotkali się z rodzicami innych dzieci. Jak relacjonuje "Fakt", mieli oni między innymi zaoferować pomoc psychologów oraz zapewnić o współpracy z prokuraturą w wyjaśnianiu okoliczności wypadku. Właściciel przedszkola miał przyznać, że wiedział o zbiorniku znajdującym się w pobliżu placówki, lecz rzekomo nie zdawał sobie sprawy, że jest tam woda. Nie wiadomo jednak, dlaczego zbiornik nie był odpowiednio zabezpieczony, skoro wpadnięcie do nawet pustej, lecz głębokiej na kilka metrów studzienki mogło stanowić zagrożenie dla maluchów. Dodatkowo właściciel przyznał, że przedszkolny plac zabaw nie przeszedł odbioru technicznego. Takie słowa miały zszokować niektórych rodziców.
Na spotkaniu głos zabrał pan Krzysztof, dziadek tragicznie zmarłego 4-latka. Ujawnił on, że bliscy chłopca otrzymali od przedszkola kondolencje w formie wiadomości SMS. W poruszających słowach dziadek Mareczka wyrzucał sobie, że wcześniej nie sprawdził terenu, na którym stworzono przedszkolny plac zabaw.
- Pan teraz ściągnął tu rodziców, by ratować siebie. A mojego wnuka już nie ma. Cóż z tego, że wysłaliście kondolencje sms-em, to nam dziecka nie wróci. Za miesiąc, za rok, państwo zapomnicie o tym, a my będziemy z tym musieli żyć.... Codziennie przepraszam, że wcześniej tutaj nie przyjechałem na ten plac zabaw, może gdybym to zrobił, Mareczek by żył - cytuje pana Krzysztofa "Fakt".
Postępowanie w sprawie śmierci Mareczka. Nikt nie dostał zarzutów
Okoliczności tragedii w Zabierzowie są wyjaśnianie w toku postępowania prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową Kraków–Prądnik Biały. Śledczy badają, czy w tej sprawie nie doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci człowieka, za co grozi kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Nieoficjalne wstępne wyniki sekcji zwłok wskazują na to, że 4-latek zmarł w wyniku utonięcia. Jak do tej pory, nikomu nie przedstawiono zarzutów.