Tłumy turystów mimo zamkniętych hoteli i restauracji. Jak to możliwe? - Każdy, kto już nie ma, z czego żyć, będzie się ratował, żeby jakoś obejść rozporządzenia. Nie dziwię się ludziom, że kombinują. Próbują w jakiś sposób przeżyć – mówi dziennikarzom programy "UWAGA!" Stanisław Gut.
W reportażu dowiadujemy się, że pan Stanisław pracuje jako kierownik sali w jednej z restauracji na Krupówkach. Ostatni rachunek wystawił gościom w październiku. Jest po rozwodzie. Nie ma już, z czego płacić alimentów na dziecko. Oszczędności topnieją z dnia na dzień.
ZOBACZ: METR śniegu i 30 stopni MROZU. Tak zimno nie było od lat. Szokujące prognozy właśnie się spełniają
Z dnia na dzień rośnie także liczba anonimowych donosów do sanepidu i policji. - Ludzie dzwonią, że w danym obiekcie stoją samochody z obcymi rejestracjami, więc najprawdopodobniej ta osoba wynajmuje. Są i tacy, co jeżdżą i sprawdzają. Nagminnie donoszą. Dzwonił do mnie kolega przerażony, że dostał przed chwilą telefon, usłyszał tylko pytanie: „Wynajmujecie”? Kolega odpowiedział, że nie: „No to za chwilę będziecie mieli kontrolę. Życzliwy sąsiad”. I rozłączył się. A pięć minut później na podwórko przyjechała policja - słyszymy.
Tylko 1 stycznia policja dostała ponad 50 donosów o nielegalnym wynajmowaniu pensjonatów. Wciąż sprawdzane są kolejne obiekty. Do pomocy ściągnięto funkcjonariuszy z całego kraju.
Zamknięcie niektórych branż i brak pieniędzy na życie, spowodowały, że właściciele pensjonatów zaczęli szukać nowych możliwości ominięcia obostrzeń. Z "UWAGI!" dowiadujemy się, że jeszcze do niedawna turyści byli przyjmowani na tzw. wyjazdy służbowe, teraz w ogłoszeniach można przeczytać, że poszukiwane są ekipy remontowe czy sprzątające.