Tajemnicza śmierć Grzegorz M. z Marcinkowic
– My naprawdę nie wiemy co się stało, nie wiemy dlaczego syn zmarł i w jaki sposób – powiedziała nam mama zmarłego Grzegorza M. Wiadomo, że młody mężczyzna pojechał w delegacje do Meksyku. Wszytko wskazuje na to, że został uduszony. Taką przyczynę śmierci wykazała sekcja zwłok Polaka. Jego ciało nadal pozostaje w Meksyku.
– Bardzo się cieszył na ten wyjazd. To miała być praca, ale też przygoda życia – opowiada nam koleżanka zmarłego. Grzegorz M. był elektromonterem. Zatrudniając się w firmie wiedział, że jednym z jego obowiązków służbowych będą zagraniczne delegacje.
Wraz z Grzegorzem do miasta Metepec, położonego na zachód od Mexico City, poleciało jeszcze dwóch Polaków. Tragedia wydarzyła się 14 lutego, pierwszego dnia po przylocie. W mieszkaniu, które zajmowali młodzi mężczyźni, odnaleziono ciało Grzegorza i jego nieprzytomnego kolegę, który wciąż przebywa w szpitalu. Jego stan na szczęście się poprawia, został już wybudzony ze śpiączki. Trzeci z Polaków wrócił już do Polski.
Grześ był najmłodszy z czwórki rodzeństwa. Radosny, żywiołowy, dobrze wszystkim znany w Marcinkowicach.
– Jego mama prowadzi duże gospodarstwo, Grześ jej pomagał, podobnie jak reszta rodzeństwa. Wychowywał się bez ojca. Jego tata zmarł ponad dziesięć lat temu – mówi nam sąsiadka rodziny. Mieszkańcy Marcinkowic są wstrząśnięci śmiercią Grzesia. Każdego dnia o godzinie 20.00 zbierają sie przy kapliczce w centrum miejscowości i odmawiają różaniec w intencji zmarłego kolegi.
Spekulacje, jakoby śmierć Grzegorza M. miała związek z handlem narządami ucina zarówno strona meksykańska oraz polska. Śledztwo w sprawie ciągle trwa, śledczy rozważają kilka scenariuszy, o których nie chcą informować opinii publicznej.