Karolina nie miała łatwego życia. W dzieciństwie ojciec alkoholik zgotował piekło jej rodzinie.
– Wraz z mamą i młodszym rodzeństwem wielokrotnie od niego uciekałyśmy na piechotę – wspomina swoje dzieciństwo pani Karolina. W końcu jej mama tego nie wytrzymała i popełniła samobójstwo. To właśnie najstarsza z rodzeństwa Karolina zajęła się wychowaniem brata i siostry. Swojego przyszłego męża poznała poprzez wspólnych znajomych. Na początku robił dobre wrażenie.
– Gdybym wiedziała, że tak będzie wyglądało moje życie, nie wiązałabym się z nim przecież. Ale on taki nie był – przekonuje. Po ślubie mąż zaczął zaglądać do kieliszka. Wszyscy we wsi wiedzieli, że pije, jeździ pijany autem i znęca się nad Karoliną. A ona pokornie znosiła jego występki. Jej motywacją było dobro malutkich dzieci, które wkrótce po ślubie przyszły na świat.
– Wielokrotnie mnie podduszał, bił, nieraz przed nim uciekałam na balkon, nie chciałam, by dzieci na to patrzyły – mówi nam Karolina. Dodaje, że za wszelka cenę chciała stworzyć Alankowi i Martynce szczęśliwy dom, którego sama nie miała. Widziała jednak, że mąż stacza się coraz bardziej i jest wobec niej coraz bardziej agresywny.
– Karolina dzieci kocha ponad wszystko, to wspaniała matka, synek i córka są zawsze czyści i zadbani, ona staje na głowie, by nic im nie zabrakło – mówiła w marcu tego roku Super Expressowi nieżyjąca już dziś sąsiadka rodziny P.
23 marca w domu Karoliny i jej męża znowu doszło do awantury. Pijany Marcin P. po powrocie do domu zaczął domagać się seksu. Był dużym i silnym mężczyzną. Odmowa żony tylko go rozwścieczyła. Uciekając przed mężem, Karolina próbowała wybiec na balkon, bo nie chciała obudzić śpiących dzieci. W ręce trzymała nóż, którym chwilę wcześniej obierała ziemniaki. Marcin zaczął ją dusić. Doszło do tragedii, o której szczegółach pisaliśmy tutaj.
Karolina trafiła do aresztu. Przed sądem opowiedziała, jak wyglądało jej życie z Marcinem P. Została uniewinniona. Przyjęto, że działała w afekcie, broniąc swojej wolności seksualnej, odpierając bezpośredni atak męża. Mogła wrócić do ukochanych dzieci, które tak bardzo czekały na matkę. Spokój rodziny nie trwał jednak długo. Prokurator złożył apelacje i domaga się powtórzenia procesu. Uważa, że drobna kobieta mogła... spłoszyć pijanego męża np. krzykiem - i że przekroczyła granice obrony koniecznej.
– Bardzo się boje, nie zniosę kolejnej rozłąki z dziećmi, ani one ze mną. To co się wydarzyło, to jest nasza wspólna tragedia. To nie jest tak, że ja teraz mam spokój, to we mnie zostało. Jednak staram się i robię wszystko, by moje dzieci odzyskały spokój i poczuły się bezpiecznie – mówi nam Karolina. Rozmawiamy z nią na podwórzu przed domem. Przez cały czas przez okno obserwuje nas dwoje małych dzieci.
– One wciąż się boją, że ja zniknę – tłumaczy kobieta. Nie wyobraża sobie rozłąki z dziećmi i dodaje, że gdyby mogła obronić się przed mężem w inny sposób, to by to na pewno zrobiła.