Historią skatowanej przez męża Marty Diener (36 l.). żyła cała Polska. Zdjęcie zmasakrowanej kobiety w kołnierzu ortopedycznym obiegły media. Marta opowiadała o piekle jakie przeszła, gdy mąż, z którym była w trakcie rozwodu, wraz z kolegą Mariuszem K. wtargnął do domu w feralną noc 2016 r. Mężczyźni katowali ją nie bacząc na śpiące w pokoju obok dzieci. Złamali Marcie kręgosłup, zmiażdżyli rdzeń kręgowy. Kobieta ledwo uszła z życiem.
Polecany artykuł:
Tym większym zaskoczeniem dla Marty okazał się wyrok, jaki zapadł przed krakowskim Sądem Okręgowym w grudniu ubiegłego roku. Sąd zmienił kwalifikację czynu wniesioną przez prokuraturę. Zamiast za usiłowanie zabójstwa, mężczyźni odpowiadali za pobicie. Paweł W. został skazany na 8,5 roku więzienia, jego wspólnik na 6,5 roku.
- Sąd ze mnie zakpił - komentuje dzisiaj decyzję sądu Marta Diener. - Tu nie ma mowy o żadnym „pobiciu”. My nie pokłóciliśmy się pod budką z piwem, tylko dwóch facetów skakało mi po głowie, dźgało nożem - tłumaczy.
Wtóruje jej pełnomocnik, mecenas Zbigniew Ćwiąkalski.
- Tylko interwencja policji i specjalistyczna pomoc lekarska uratowała pokrzywdzoną przed śmiercią. Wszystkie okoliczności przemawiają za tym, że mamy tu do czynienia co najmniej z zamiarem ewentualnym zabójstwa -. wyjaśnia.
We wtorek, 5 listopada rozpoczął się proces przed Sądem Apelacyjnym. Pełnomocnicy Marty oczekują przywrócenie poprzedniej kwalifikacji czynu, czyli usiłowania zabójstwa i domagają się podwyższenia kary. Obrońcy oskarżonych chcą ich uniewinnienia.
- Siostra ciągle się leczy, ma niedowład połowy ciała, korzysta ze wsparcia psychiatry. Już zawsze będzie żyła z bólem. Dlatego należy się jej sprawiedliwy wyrok - komentuje Łukasz Diener, brat ofiary.
Polecany artykuł: