Kate przyjechał do Polski na staż w muzeum. Zginęła, bo nie chciała wysiąść z autobusu?
Kate Z. właśnie zaliczyła drugi rok na Uniwersytecie Kent w Canterbury. Studiowała filozofię i historię. Pięknie malowała, pasjonowała się sztuką, kochała konie. Dziewczyna miała polskie korzenie - jej rodzice od 30 lat mieszkali w Wielkiej Brytanii, prowadzili własny biznes. Kate była ukochaną jedynaczką, stworzyli córce doskonałe warunki do rozwoju i nauki. Do Krakowa przyjechała odbyć staż w Muzeum Narodowym, a potem w Galerii Zderzak. Zamieszkała na strzeżonym osiedlu przy ul. Mozarta. Mieszkanie wynajęła od swojego kuzyna.
29 lipca 2011 r. 21-latka bawiła się z przyjaciółmi na imprezie przy ulicy Czystej w centrum miasta. Około godz. 3.20 wraz z dwojgiem znajomych wyszła z lokalu. Koleżanka poradziła, by wzięła taksówkę, ale Kate wsiadła do nocnego autobusu linii 610, jadącego na Górkę Narodową. Miała wysiąść na przedostatnim przystanku. Zasnęła i go przejechała. Na pętli obudził ją kierowca, prosząc by opuściła pojazd. To, co zdarzyło się później, jest znane jedynie z zeznań, które złożył – w autobusie nie było monitoringu, ani innych pasażerów.
Według Mirosława Ł., studentka nie chciała wysiąść z autobusu, zażądała, by odwiózł ją na Krowodrza-Górka, bo stamtąd ma bliżej do mieszkania. Kierowca wrócił do szoferki, włączył światła wewnątrz autobusu i zaczął krążyć po okolicy. To miał być odwet - chciał zrobić na złość Kate, tak by miała jeszcze dalej do mieszkania. Gdy dziewczyna zorientowała się, że jest sam na sam z kierowcą, a on wiezie ją w miejsce którego nie zna, podeszła do szoferki i zaczęli się kłócić. Mirosław Ł. zeznał, że dziewczyna nazwała go szmaciarzem i zerem, miała powiedzieć, że gdyby się uczył, to nie byłby kierowcą autobusu. Przyznał, że słowa Kate tak go rozwścieczyły, że „coś w nim pękło”.
Uderzał Kate gumowym przewodem i śrubą. Udusiła w rowie z wodą
Zatrzymał pojazd, wyciągnął z plecaka gumowy przewód hamulcowy, zakończony mosiężną śrubą i zaczął nim okładać pasażerkę. Uderzona w twarz i głowę, straciła przytomność. Mirosław Ł. wyniósł ją z autobusu. Zostawił w przydrożnym rowie. Kate zmarła. Opinia biegłych wykazała, że śmierć nie nastąpiła w wyniku zadanych ciosów, ale z powodu uduszenia się wodą i błotem. To oznacza, że w momencie pozostawienia studentki w rowie, jeszcze żyła.
Mirosław Ł. odjechał. Kilkaset metrów dalej zatrzymał autobus i wyrzucił narzędzie, którym zadawał ciosy 21-latce. W zajezdni, zanim pokazał się dyspozytorowi, pokrowcem z fotela wyczyścił zabłocone i zakrwawione buty. Rano ciało Kate znalazł przechodzień. Rozpoczęły się poszukiwania jej mordercy.
Mirosława Ł. zatrzymano po trzech dniach w Skarżysku–Kamiennej, gdzie wyjechał do rodziny na urlop. Został oskarżony o zabójstwo. Podczas procesu przedstawił swoją wersję zdarzeń tragicznej nocy. Tłumaczył się bardzo stresującą specyfikę pracy kierowcy nocnego autobusu, problemami finansowymi związanymi z kredytem i utrzymaniem rodziny. Sąd skazał go na 15 lat pozbawienia wolności i nakazał wypłatę 100 tys. zł zadośćuczynienia rodzinie Kate. Jej rodzice wnosili o karę 25 lat więzienia.
Polecany artykuł: