Według aktualnie obowiązujących zasad, jeśli automat w tramwaju czy w autobusie uległ awarii, pasażer musi kupić bilet u kierowcy lub motorniczego. Tyle, że może u nich zakupić wyłącznie bilet 60-minutowy: normalny w cenie 5 zł lub ulgowy za 2,50 zł. Nawet, jeśli potrzebuje tylko biletu 20-minutowego: normalnego za 2,80 czy ulgowego za 1,40. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że kierowca przyjmie wyłącznie odliczoną kwotę.
Być może niedługo się to zmieni. - Nie powinniśmy karać pasażerów za to, że jest zepsuty automat. Powinno się zrobić na przykład tak jak jest we Wrocławiu: że jeżeli jest zepsuty automat i wchodzi kontrola, to kontrola kasuje bilet taki, jaki przysługuje pasażerowi. Sprawdza czy automat jest zepsuty: jeżeli jest, to nie karze pasażera podwyższoną karą, tylko sprzedaje mu bilet w takiej wysokości, jaką powinien uiścić - mówi Wojciech Wojtowicz, radny miejski i wiceprzewodniczący Komisji Infrastruktury.
Nowe rozwiązanie ma też swoje słabe strony. - Może być to sposób na wykorzystywanie tego udogodnienia do tego, żeby jeździć za darmo. Wystarczy spowodować awarię automatu, a przykłady z innych miast pokazują, że takie rzeczy są możliwe do zrealizowania, i już jedziemy bez biletu. Potem pojawiają się problemy dotyczące tego, czy w momencie kiedy ktoś chciał kupić bilet, automat działał czy nie działał - mówi Michał Pyclik z Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu.
Pomysł ten spodobał się miejskim radnym i niewykluczone, że wkrótce wejdzie w życie. Jest już analizowany przez ZIKiT. Urzędnicy zapowiadają, że w przyszłym tygodniu przedstawią wszystkie wady oraz zalety proponowanych zmian.
Posłuchaj materiału Grzegorza Krzywaka, reportera Radia ESKA: