Takiego obrotu sprawy chyba nikt się nie spodziewał. 10-letnia Wiktoria była bowiem nad wyraz przekonująca. Jak przekonywała, do zdarzenia miało dojść pomiędzy 14 a 14:30, czyli w biały dzień na rondzie Hipokratesa w Bieńczycach. Dziewczynka miała wracała wtedy ze szkoły.
Polecany artykuł:
Dwie napastniczki miały zaciągnąć bezbronną Wiktorię za piekarnię i tam brutalnie pobić.
- Jedna mnie zaczęła trzymać za ramię od plecaka, a druga zaczęła mnie bić - relacjonowała.
Z podejrzeniem urazów wewnętrznych została przetransportowana do szpitala Rydygiera przez załogę karetki. Obrażenia nie zostały jednak potwierdzone przez medyków.
Intensywne śledztwo policjantów
Krakowscy policjanci natychmiast rozpoczęli poszukiwania potencjalnych napastników. Brat 10-latki na własną rękę prowadził prywatne śledztwo, w którym wytypował dwie koleżanki Wiktorii. Dziewczynka miała je rozpoznać, a nawet płakać ze strachu. Policjanci przesłuchali podejrzane, ale ich nie zatrzymali - okazało się bowiem, że miały alibi - czytamy w "GW".
- Są pewne wątpliwości - mówił wtedy Sebastian Gleń z małopolskiej policji.
Jak się okazało, przypuszczenia funkcjonariuszy były słuszne.
Kłamała nawet w prokuraturze
Cała sprawa trafiła do prokuratury w Nowej Hucie. Tam została jednak umorzona, bowiem okazało się, że żadnego pobicia... nie było. – Relacja samej małoletniej pokrzywdzonej, zeznania innych przesłuchanych świadków i oględziny zabezpieczonych zapisów monitoringu wykluczyły, że doszło do takiego zdarzenia – poinformował Wyborczą prokurator Janusz Hnatko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Dlaczego 10-letnia Wiktoria zmyśliła całą historię i okłamywała rodziców, policjantów i dziennikarzy? Tego nie wiadomo. Śledczy wykluczyli jedynie, że stać za tym może przemoc domowa. Ze względu na wiek - dziewczynka nie poniesie konsekwencji prawnych.