Atak był o tyle bardziej niebezpieczny, że doszło do niego w miejscu publicznym. Przypomnijmy, do zdarzenia doszło 9 czerwca w rejonie ul. Igołomskiej w Krakowie. W pewnym momencie do środka wtargnęła grupa agresywnych mężczyzn.
Nie bacząc na to, że w autobusie znajdują się osoby starsze oraz dzieci, 16-latek rozpylił gaz pieprzowy, natomiast 45-latek atakował pięściami siedzących nastolatków, po czym do akcji wkroczył najbardziej agresywny z atakujących, jak się potem okazało, jego 21- letni syn, który kilkakrotnie uderzał maczetą tak, aby trafić wytypowanego chłopaka. Jak widać na monitoringu sytuacja była dramatyczna, w pobliżu całego zdarzenia siedziała kobieta z dwójką dzieci, która własnym ciałem osłaniała maluchy przed ciosami maczety, pozostałe zaś osoby w pośpiechu próbowały się odsunąć, żeby nie zostać zranionym.
- W autobusie przebywały osoby trzecie, które nie miały możliwości ani ucieczki, ani zareagowania w jakikolwiek sposób. Co prawda atak był skierowany na jedną osobę, ale w autobusie byli ludzie, nie był to pusty pojazd - mówiła sędzia Katarzyna Grabczak-Ignatjuk.
Oskarżeni dobrowolnie poddali się karze. Oprócz pobytu w więzieniu, muszą też zapłacić Maciejowi M. nawiązki w wysokości od stu do tysiąca złotych. Obrona taką karę uważa za łagodną.
- Jak będzie odbywana dalej, po uprawomocnieniu się orzeczenia nie wiem. Może być odbywana na przykład w warunkach dozoru elektronicznego. Wszystko zależy jednak od decyzji sądu - mówi adwokat Maciej Krzyżanowski.
Wyrok jest nieprawomocny.