Wszystko wydarzyło się w nocy z 23 na 24 grudnia. Krakowscy policjanci pojechali na interwencję do jednego z mieszkań. Miało tam dojść do awantury domowej. Kiedy dojechali na miejsce, zgłaszająca kobieta powiedziała policjantom, że sprawa jest nieaktualna, bo jej kolega niedawno wyskoczył z mieszkania na czwartym piętrze przez balkon.
Policjanci początkowo potraktowali to jako żart, ale w międzyczasie pojawiło się inne zgłoszenie z tej samej ulicy. Ponoć na jeden z samochodów „ktoś spadł”. Auto zostało uszkodzone. Na miejscu nie było jednak nikogo rannego.
Policjanci zaczęli więc szukać po szpitalach, czy nie trafił do nich mężczyzna, który wcześniej rzeczywiście wyskoczył z czwartego piętra. Ostatecznie 34-latka udało się odnaleźć nad ranem. Wrócił on do domu, gdzie doszło potem do innej awantury. - O przyjazd Policji prosił starszy mężczyzna, według którego syn odkąd wrócił do domu był agresywny i kłótliwy. Policjanci ustalili, że syn jest owym „skoczkiem” - wyjaśnia policja.
Mężczyzna trafił do szpitala. Okazało się jednak, że pomimo upadku z kilkunastu metrów nic mu nie dolegało.