W krakowskim Centrum Obywatelskim odbyła się debata zatytułowana "Przyszłość krakowskich dzielnic - komu są jeszcze potrzebne". - Różne są wizje tego, co się powinno stać z radami dzielnic. Jednego jesteśmy pewni: nie może być dalej tak jak jest. Z jednej strony mamy dzielnice najmocniejsze w Polsce. Z drugiej strony te rady dzielnic są słabo rozpoznawalne, ludzie nie znają swoich radnych, nie znają ich kompetencji, nie utożsamiają się ze swoimi dzielnicami. Więc to jest taki moment, żeby zadać sobie pytanie, co nie zadziałało, i zdecydować co dalej. W prawo albo w lewo - mówi Anna Cioch z Fundacji Stańczyka.
Poza miejskimi aktywistami na debacie w Centrum Obywatelskim pojawili się radni miejscy, radni dzielnicowi, przewodniczący rady miasta, a także prezydent Krakowa, Jacek Majchrowski, który przedstawił swoją wizję krakowskich dzielnic. - Ja uważam, że powinno być mniej dzielnic o większych kompetencjach - mówił.
Polecany artykuł:
Z założenia radni dzielnicowi powinni być "politykami pierwszego kontaktu", do których mieszkańcy mogą zwracać się ze swoimi problemami. W Krakowie bywa z tym różnie. W tej chwili w stolicy Małopolski jest 18 dzielnic. W sumie w radach dzielnicowych pracuje ponad 370 radnych. Przewodniczący rady otrzymuje 1300 zł miesięcznie, członkowie zarządu 800 zł, a szeregowi radni 500 zł. Roczny koszt ich utrzymania to 5 mln zł. Decyzję rad dzielnic nie mają mocy prawnej, a radni mogą tylko opiniować projekty, czy inwestycje przeprowadzane przez władze Krakowa.
Więcej szczegółów w materiale Grzegorza Krzywaka, reportera Radia ESKA: