Zderzenie seicento z limuzyną Szydło. Zapadł wyrok ws. zbiórki
Organizator zbiórki na rzecz kierowcy, który zderzył się z limuzyną Beaty Szydło, został uznany winnym przez sąd w Krakowie - informuje PAP. Rafał B. na początku zbierał pieniądze, by kupić Sebastianowi Kościelnikowi nowe seicento, które uległo zniszczeniu w wypadku, ale ostatecznie trafiły one na prywatne cele mężczyzny i jego żony Izabeli B. To m.in. zakup sprzętu dla założonej przez Rafała B. w tym czasie firmy, zakup produktów codziennego użyciu, remont pokoju córki, spłata długów podatkowych i wobec ZUS-u.
Dalsza część tekstu poniżej.
Dopiero po decyzji własnej Rafała B. o zamknięciu zbiórki pojawiła się u niego za namową żony wola postąpienia z pieniędzmi tak, jak ze swoją własnością. Małżonkowie, działając wspólnie i w porozumieniu podjęli decyzję o tym, by pieniądze te wykorzystać na własne potrzeby i potrzeby rodziny - powiedziała Magdalena Wąsikiewicz, sędzia Sądu Rejonowego dla Krakowa-Podgórza, którą cytuje PAP.
Żona Rafała B. również musi się tłumaczyć
Rafał B. dobrowolnie poddał się karze, a sąd orzekł wobec niego rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, grzywnę w wysokości 1 tys. zł i przepadek korzyści majątkowej pochodzącej z przestępstwa, tj. ponad 61 tys. zł. Mężczyzna musi też zapłacić 7,9 tys. zł z tytułu naprawienia szkody na rzecz ustalonych pokrzywdzonych.
Tymczasem osobne postępowanie karne toczy się również wobec jego żony.
- Mówiąc w pewnym uproszczeniu, mamy tutaj pół postępowania. To przestępstwo miało dwóch sprawców – jeden został dziś nieprawomocnie osądzony. Jest też druga osoba, co do której toczy się odrębne postępowanie karne. Ona również usłyszała zarzuty popełnienia tego przestępstwa. W związku z tym te wszystkie kwoty (...) muszą być podzielone na te dwie osoby – jak gdyby uwzględniać przyszły wyrok, do którego wydania będziemy dążyli w stosunku do tej drugiej osoby - powiedział PAP prokurator Aleksander Lipner.
Do wypadku doszło na jednym ze skrzyżowań w Oświęcimiu, był wieczór. Beata Szydło wracała do swojego domu w Brzeszczach. Kolumna z ówczesną premier jechała przez miasto, gdy nagle doszło do kolizji. Młody kierowca, Sebastian Kościelnik, jechał swoim seicento i chciał skręcić, gdy na jego drodze pojawiły się rządowe auta. Jedno z nich przepuścił. Z drugim się zderzył, w wyniku zdarzenia auta z Szydło wpadło na drzewo. W zdarzeniu poszkodowana została premier Szydło, która trafiła do szpitala, a także jeden z funkcjonariuszy BOR - pisał o wypadku seicento i limuzyny rządowej "Super Express".