Jak dowiedział się "Onet", postępowanie zostało umorzone. Śledczy nie znaleźli dowodów, które pozwoliłyby na postawienie zarzutów jakiejkolwiek osobie. - Śledztwo zostało umorzone wobec braku czynu zabronionego - mówi w rozmowie z Onetem prokurator Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Czytaj też: Nowe fakty ws. wypadku na przejeździe kolejowym w Szaflarach. 18-latka spanikowała po oblaniu egzaminu?
Przypomnijmy. 6 stycznia około godz. 23:30 Piotr Kijanka wyszedł z "Novej" na krakowskim Kazimierzu. Kamery monitoringu zarejestrowały 34-letniego krakowianina kolejno przy ul. Miodowej, a następnie przy ul. Starowiślnej 70. Później ślad po nim zaginął. Od tamtej pory nie wrócił do domu, ani nie nawiązał kontaktu z rodziną. Bliscy nie ustawali w poszukiwaniach. Za informacje na temat zaginionego wyznaczono nagrodę w wysokości 10 tysięcy złotych. Rodzina zaangażowała także prywatne biuro detektywistyczne.
5 marca przed godziną 11.00 pracownik elektrowni wodnej powiadomił policję, że na powierzchni rzeki przy stopniu wodnym Dąbie zauważył ludzkie ciało. - Jak podał, chwilę wcześniej, po wyłączeniu hydrozespołu, zauważył że spod wody wypłynęły zwłoki mężczyzny i zatrzymały się na wysokości sąsiadującego urządzenia tego typu - informuje policja.
Czytaj też: Są wyniki sekcji zwłok znalezionych w Myślenicach. 44-letni obywatel Ukrainy i 33-letni Polak zostali aresztowani
Około godz. 13.00 ciało zostało wydobyte z wody. Już wtedy pojawiały się spekulacje. Ubiór wyłowionego z Wisły mężczyzny miał odpowiadać temu, jaki miał na sobie w dniu zaginięcia Piotr Kijanka. Podczas oględzin przy mężczyźnie znaleziono telefon oraz portfel z gotówką, kartami płatniczymi i dokumentami wystawione na nazwisko zaginionego. Po identyfikacji zwłok nie było wątpliwości. Z rzeki wyłowiono ciało Piotra Kijanki. Biegły z zakresu medycyny sądowej stwierdził, że przyczyną zgonu było utonięcie.
Zobacz TO WIDEO: