Urząd Miasta Krakowa, wysyłając do szkół dane o skazanym przez sąd dewiancie, nie utajnił danych małoletniego. Dlatego jego matka będzie żądać od magistratu 200 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Według pełnomocnika pokrzywdzonych, radcy prawnego Tomasza Sawickiego, z dokumentów wysłanych do szkół powinny zostać wykreślone dane osobowe dziecka oraz matki.
- Sąd przesyła odpis takiego wyroku właściwemu organowi administracji rządowej lub samorządowej, jak stanowi przepis, ale na końcu przepisu mamy takie zdanie, że w odpisie wyroku nie ujawnia się danych pokrzywdzonego. Jest to jasno napisane - tłumaczy Sawicki.
Pełnomocnik pokrzywdzonych ma nadzieję na polubowne rozwiązanie. Tymczasem urzędnicy twierdzą, że nie złamali prawa oraz że kierowali się dobrem dziecka. - Gdyby to dziecko znalazło się w szkole, to należałoby je objąć jakąś opieką. Gdyby tych danych nie było, dyrektor [szkoły - przyp. red.] nie wiedziałby, o kim mowa. Naszym zdaniem przesłanie wyroku nie było złamaniem żadnych przepisów - argumentuje rzecznik krakowskiego magistratu, Dariusz Nowak.
Według pełnomocnika kobiety i jej dziecka, do informacji o molestowaniu mógł mieć dostęp nieograniczony krąg osób. Obwinia za to urzędników, sugerując, że to efekt ich zaniedbań. Jeśli nie dojdzie do polubownego rozwiązania sprawy, najprawdopodobniej trafi ona do sądu.