Przypomnijmy, że kontrowersyjny biznesmen znany jest przede wszystkim z ujawnienia akt afery podsłuchowej oraz ze słynnego nagrania, w którym w ostrych słowach skomentował wyniki wyborów parlamentarnych z 2015 roku. Działał również charytatywnie, współpracował także z policją przy łapaniu pedofili. W maju 2017 roku został ostatecznie zatrzymany i osadzony w areszcie śledczym, początkowo w warszawskiej Białołęce. Wysłano za nim list gończy, gdy w lutym nie stawił się na wezwanie w zakładzie karnym. Dwa lata wcześniej Sąd Rejonowy Warszawa-Praga Północ skazał 44-letniego Stonogę na rok bezwzględnego więzienia za oszustwo przy sprzedaży samochodu marki Lexus w 2009. Z kolei krakowska prokuratura oskarżyła Stonogę o wyprowadzenie z krakowskiego Viamotu SA 42 milionów złotych. Chodzi o wyrządzenie szkody w majątku spółki, poświadczenie nieprawdy oraz utrudnianie dochodzenia roszczeń.
Zbigniew Stonoga od samego początku narzekał na metody stosowane wobec niego w więzieniu. W marcu napisał na Facebooku, że "otarł się o śmierć", gdy wedle jego relacji doznał udaru prawostronnego. Jak informował, miał być przywiązany do łóżka, a już trzy dni po udarze przedstawiono mu kolejne zarzuty, tym razem będą dotyczące "licznych znieważeń (...) pisowskich oprawców".
Wygląda jednak na to, że kontrowersyjny biznesmen dopiął swego i wyszedł na wolność. Poinformował o tym swoich fanów, również za pomocą mediów społecznościowych.
- Dziękuję Wszystkim, którzy usiłowali mi pomóc i pomagali. Dziękuję za listy, za książki i wszystko to, co pozwoliło przetrwać mi ten straszny czas wyniszczania człowieka przy zaangażowaniu pełnej machiny prześladowczej polskiej rzeczpospolitej pisowej. Jestem wolny! (pis. oryg.) - napisał na Facebooku Stonoga.
Chwilę później opublikował nagranie. Mówi w nim, iż jest pierwszym człowiekiem, który pójdzie "zapłacić kilkaset tysięcy złotych za życie", bowiem jego stan zdrowia nie pozwalał na dalszy pobyt w areszcie. Na koniec tradycyjnie oberwało się rządzącej partii.