Rodzice zmarłych w noc sylwestrową nastolatków nie pogodzili się ze śmiercią synów. Wciąż za nimi tęsknią, a ich ból po stracie dzieci odzwierciedlają wzruszające epitafia, które wyryli na nagrobkach.
– "Odszedłeś tak nagle Synku kochany, lecz w naszych sercach na zawsze pozostaniesz"– napisali rodzice Bartka A. ( † 19 l.)
Tymczasem prokuratura w Nowym Targu kończy postępowanie.
– Trwają czynności zmierzające do zakończenia śledztwa. Jesteśmy na etapie analizy uzyskanych od operatorów sieci komórkowych danych – informuje Super Express prokurator Ireneusz Głowiński, prowadzący śledztwo. Dotarliśmy do wstrząsających okoliczności śmierci Bartka H., Bartka A. i Arkadiusza M.
Nastolatkowie wraz z grupą przyjaciół dokładnie zaplanowali tego sylwestra. Postanowili urządzić zabawę w pomieszczeniach lokalnego klubu sportowego, znajdującego się na uboczu wsi. Problemem od samego początku stanowiło ogrzewanie, ponieważ we wspomnianym budynku go nie było. Najprostszym pomysłem było użycie agregatu prądotwórczego. Udało nam się ustalić, że na miejscu tragedii znajdowały się dwa takie urządzenia, ale jedno z nich od początku było zepsute. Młodzież na początku imprezy zapaliła ognisko, piekli kiełbaski i wspólnie powitali Nowy Rok. Po północy zaczęli rozchodzić się do domów. Ostatecznie Bartek H., Bartek A. i młodszy o rok od nich, 18–letni Arkadiusz M. postanowili zostać i przenocować w pomieszczeniach klubu. Nieprzytomnych nastolatków znalazł następnego dnia ojciec jednego z nich.
– Jeden z nich miał już nawet nadpalone nogi, bo leżał tuż przy tym agregacie – mówi nam mieszkanka Nowej Białej, znająca kulisy tragedii. Reanimacja okazała się nieskuteczna. Uroczysty pogrzeb młodych górali miał miejsce tydzień po tragedii, płakała cała wieś.