Dokonano cesarki, pani Danuta urodziła, a 2 tygodnie później wypisano ją do domu z cewnikiem. Po czterech dniach w karetce trafiła do szpitala, tym razem przy ul. Kopernika. - Tam okazało się, że mam sepsę szpitalną, przetokę, ropomacicze. Wylądowałam na urologii. Miałam operację naprawczą i ratującą życie. Okazało się, że nie są w stanie odratować macicy, więc musiała być usunięta - opisuje.
Kobieta ma żal, że cesarki nie wykonano wtedy, kiedy był na to czas, tylko lekarze zrobili ją "na siłę", kiedy poród się już rozpoczął. Domaga się odszkodowania w wysokości 900 tysięcy złotych. - Nie możemy tutaj mówić o błędzie, a jedynie o trudnej sytuacji medycznej - tłumaczy Leszek Juszczyk, ordynator Oddziału Ginekologii i Położnictwa Szpitala Ujastek. - To nie wynikało z zaniedbań czy złego postępowania zespołu. Sąd oceni, czy ta sytuacja była tylko i wyłącznie przypadkiem i wynikała z trudności, które w trakcie porodu wystąpiły - zaznacza.
Pani Danuta przekonuje, że nie chodzi o pieniądze, tylko o zasady. Swoim postępowaniem chce też pokazać innym pacjentom, że kiedy odmawia im się informacji i łamie ich prawa - powinni walczyć o swoje. Kobieta poprosiła także o interwencję Rzecznika Praw Pacjenta. Razem ze swoją adwokat uważają, że biegły powołany w sprawie nie jest bezstronny.
Posłuchaj materiału reporterki Radia Eska, Ewy Sas:
>>> Składasz wniosek o przyznanie "500 plus"? Uważaj na oszustów! [AUDIO]