Jeszcze w niedzielę Florynka była wyłącznie malowniczą miejscowością w Beskidzie Sądeckim. Dziś jest miejscem naznaczonym przez krew niewinnych ofiar, miejscem niewyobrażalnego dramatu, który wprost nie mieści się w głowach jej mieszkańcom.
- To był przecież spokojny człowiek, a jego bliscy to taka porządna rodzina – mówią o Stefanie W. sąsiedzi. Ale też przypominają sobie, że z tym mężczyzną nie wszystko było w porządku. - Kiedyś był taki epizod, że on biegał nago po wsi. Ale żeby komuś coś złego zrobił to nie – wspominają.
Wszyscy we wsi wiedzieli, że Stefan leczył się psychiatrycznie, a mimo to nikt się go nie obawiał. Aż do poniedziałku. Bo to, co się stało, wszystkich po prostu przeraziło. I sama zbrodnia, i jej niepojęta przyczyna. Oto bowiem człowiek, którego mieli za niegroźnego dziwaka, nagle rzucił się na własna matkę i ją zarżnął, a potem wybiegł z domu szukając następnych ofiar. Po drugiej stronie ulicy wdarł się do domu 78-letniej Anny i wydłubał jej oczy nożyczkami. Chwilę potem dopadli go bliscy kobiety. - Szarpał się, próbował uciekać, ale obezwładniliśmy go, a potem przekazaliśmy policji - relacjonuje Kamil, wnuk Anny.
Polecany artykuł:
- To się nie musiało wydarzyć - mówi Adam W., brat Stefana. Ma żal do lekarzy. - Brat powinien brać leki, ale nie chciał, a lekarz, który prowadził go od kilku miesięcy miał to gdzieś - mówi nie kryjąc łez.
Stefan W. trafił się na oddział psychiatryczny szpitala w Gorlicach. - O tym, co będzie dalej, zdecyduje prokurator - mówi Bartosz Izdebski z małopolskiej policji.
Czytaj więcej o dramacie we Florynce