Antek urodził się jako zdrowe dziecko. W chwili narodzin jego rodzice nie podejrzewali, że już za kilka miesięcy przyjdzie im zmierzyć się z nowotworem mózgu u ich synka. Diagnoza, którą usłyszeli to najgorsze słowa, jakie może usłyszeć rodzic. A zaczęło się niewinnie, od ulewania. To jedyna przypadłość, która niepokoiła rodziców Antosia. No ale przecież: "wiele dzieci ulewa". Lekarze wykonali rutynowo USG. To właśnie wtedy okazało się, że maluszek ma zaawansowane wodogłowie. Pilnie wykonano rezonans główki. – Państwa synek ma guza mózgu umiejscowionego w tylnej części główki. Potrzebna jest pilna operacja, ale nie wiemy, co zastaniemy po otwarciu główki – usłyszeli od lekarzy rodzice Antosia.
Antoś został skierowany do pilnego zabiegu. Operacja trwała 8 godzin, lekarze robili wszystko, by wyciąć z główki chłopca całego guza. Niestety nie udało się! Lekarze potwierdzili, że guz jest ogromnie niebezpieczny (Medulloblastoma lV stopnia). Udało się też założyć Antosiowi specjalny cewnik, który odprowadza płyn z główki do brzuszka. Jak się okazało, część guza została i w każdej chwili może zacząć odrastać lub dawać przerzuty! W Polsce jedyna dostępna metoda dalszego leczenia to chemioterapia. – Jedyne co w tej chwili lekarze mogą zaproponować, to chemioterapia, która póki co nie przynosi należytych efektów. W tej chwili zaplanowane mamy 18 miesięcy chemii, która zabija nie tylko nowotwór, ale i maleńki organizm Antosia – mówią rodzice chłopczyka. Do pełni wyzdrowienia Antoś potrzebuje kosztownej protonoterapii, którą przeprowadza się za granicą, w Niemczech. W Polsce tak małe dzieci nie mają takiego leczenia, a im dłużej czekamy, tym szanse malutkiego pacjenta maleją. Dlatego rodzice założyli zbiórkę na portalu siepomaga.pl Na leczenie synka potrzebują jeszcze 230 tysięcy złotych. Antoś potrzebuje wsparcia i pomocy. Tutaj można zasilić konto zbiórki.